Kiedy wysoki rangą funkcjonariusz policji Niemiec wywiesza białą flagę, powinny zawyć syreny alarmowe w całym kraju. Nie zawyły. Władze udają, że wszystko jest w porządku. Tylko jak długo wytrzyma system, gdzie państwo nie jest już w stanie zapewnić podstawowego bezpieczeństwa obywateli?
“Doszliśmy do końca. Ne jesteśmy już w stanie właściwie walczyć z przestępczością” – napisał na portalu społecznościowym Jan Reinecke, szef policji kryminalnej (BDK) w Hamburgu. Zdaniem ekspertów, aby opanować pogłębiający się chaos i przemoc w Niemczech nie wystarczy już stworzyć kilka dodatkowych policyjnych etatów. To klęska całego systemu państwowego.
W 2-milionowym Hamburgu, czy Berlinie jest oczywiście najgorzej. Ale nawet w regionach, gdzie sytuacja wydaje się na razie mniej dramatyczna, widać postępujące objawy rozpadu. “Die Welt” podał, że centrum Kolonii przekształciło się właśnie w imigrancką strefę no-go, w której policja przestała panować nad sytuacją.
“Policja porzuciła ten teren” – przyznaje lewicowy burmistrz miasta Andreas Hupke z Partii Zielonych – pisze Express. Ale jest równie zielony w temacie: co w tej sytuacji robić. Jęczy tylko, że “tak nie powinno być, ale policja sama sobie nie poradzi”. Funkcjonariusze starają się jeszcze zapanować nad sytuacją w rejonie centralnego dworca kolejowego. Na pozostałe dzielnice brakuje jej sił.
Tymczasem kontrolę nad Ebertplatz i wszystkimi przyległymi ulicami przejęły afrykańskie gangi handlarzy narkotyków. Mieszkańcy nazwali już tę dzielnicę Angstraum – Zmora. Gwałty i napady na samotne dziewczyny i kobiety, zasztyletowany mężczyzna, brutalny atak na ekipę telewizyjną – to tylko kilka zdarzeń z ostatniego tygodnia.
Agresywni imigranci to zresztą nie jedyne zagrożenie. Równie groźne są w Niemczech lewackie bojówki, czego dowodem niedawna rebelia w Hamburgu w czasie szczytu G-20. Jeśli gwałtownych zamieszek w jednym mieście, których się przecież spodziewano, nie są w stanie powstrzymać skoncentrowane wysiłki policjantów z całego kraju, to skala bezradności państwa poraża.
Po miastach grasują też całe gangi włamywaczy i złodziei, klany arabskie ustanawiają własną władzę w swoich dzielnicach, wszędzie panoszą się przestępcy seksualni, uliczni rabusie, kieszonkowcy, złodzieje samochodów, a zagrożenie terrorystyczne jest coraz większe. Zwykli mieszkańcy żyją w nieustannym strachu i stresie. Ile tak wytrzymają?
Dodatkowe komisariaty policji pojawiają się tylko w programach wyborczych, potem się o nich zapomina. Zresztą i tak nie byłoby kogo w nich zatrudnić – nie ma chętnych do słabo płatnej, wyczerpującej i coraz bardziej niebezpiecznej pracy.
Tymczasem politycy – wdrażając fanatyczne lewackie regulacje – raz po raz dokładają policji nowe absurdalne obowiązki i z niemiecką skrupulatnością każą egzekwować prawo w takich drobnych sprawach jak “mowa nienawiści w Internecie”, “szykanowanie w pracy”, czy złe parkowanie, kompletnie zaniedbując ciężkie zbrodnie – gwałty, brutalną przemoc uliczną, rozboje, morderstwa.
“Niech politycy nam otwarcie wyjaśnią, które dziedziny przestępczości mamy odpuścić, a które są priorytetowe, bo ze wszystkimi na raz nie damy rady walczyć” – apelują zmęczeni policjanci.
Przywykli już, że każda interwencja w muzułmańskich dzielnicach, nawet drobna kontrola drogowa, kończy się otoczeniem ich przez agresywny tłum uzbrojonych imigrantów, obrażaniem, popychaniem. Jeśli próbują działać bardziej zdecydowanie, natychmiast są oskarżani o “rasizm”.
Nierozwiązane sprawy – jedna po drugiej – zamiatane są pod biurko. Co z tego, że doprowadzą czasem jakieś śledztwo do końca, skoro potem lewacki sąd i tak uniewinni imigranta, nie deportuje go lub co najwyżej wymierzy mu śmiesznie niską karę.
Potem okazuje się, że np. schwytany przez mieszkańców w Alb w Badenii-Wirtembergii gwałciciel z Somalii, był już wcześniej zatrzymany, ale wypuszczono go, a w berlińskim Tiergarten czeczeński kryminalista, który dawno powinien być deportowany, ponownie zabił kobietę, żeby zabrać jej telefon.
Pod przeznaczonym dla wyborców – idiotów cynicznym sloganem CDU “Niemcy – kraj, w którym żyjemy dobrze i szczęśliwie” od dawna już nic się kryje, a dysfunkcyjne państwo marnotrawi gigantyczne podatki na imigrantów i wdrażanie polityki multi-kulti, ignorując jednocześnie ochronę granic, życia i mienia swoich obywateli.
Oczywiście – prędzej czy później – nawet najbardziej cierpliwi Niemcy uznają, że państwo i policja nie gwarantują im już żadnego bezpieczeństwa i jeśli ktoś chce w ogóle przetrwać, musi bronić się sam. Ale od tego do kompletnej anarchii już tylko jeden krok.