Nieposłuszeństwo wobec funkcjonariusza ma stać się samoistnym wykroczeniem. Mundurowi się cieszą, prawnicy przestrzegają.

Jest dezyderat do premiera w sprawie zmiany kodeksu wykroczeń. Tak zdecydowała właśnie sejmowa Komisja do spraw Petycji. Autorem propozycji są policyjni związkowcy. Chcą, by nieposłuszeństwo wobec wydanego przez policjanta polecenia określonego zachowania było nowym rodzajem wykroczenia, za które grozić ma grzywna, areszt albo ograniczenie wolności. Nie wszystkim się to podoba. Ze strony ekspertów padają ostre argumenty przeciw.

WYDARZENIA Z LUBLINA

Przedmiotem petycji było żądanie podjęcia inicjatywy ustawodawczej dotyczącej noweli kodeksu wykroczeń. Chodziłoby o dodanie w nim art. 54a § 1–3. Proponuje się, by kara aresztu, grzywny lub ograniczenia wolności groziła temu, kto nie podporządkuje się żądaniu lub poleceniu funkcjonariusza publicznego, wydanego w granicach i na podstawie przepisów ustawy. Taka sama kara grozić ma osobom, które – nie stosując się do polecenia – będą utrudniać wykonanie czynności służbowej.

SKĄD TEN POMYSŁ?

Powodem mają być m.in. wydarzenia z Lublina. Tamtejsi policjanci w sobotę 3 sierpnia 2019 r. otrzymali zgłoszenie, że ktoś rzuca butelkami w ścianę bloku. Po dojechaniu na miejsce rozpoznali mężczyznę, który odpowiadał podanemu przez zawiadamiającego rysopisowi sprawcy. Ten jednak na widok policjantów postanowił uciekać. Pościg nie trwał długo, bo po chwili mundurowi pojmali podejrzewanego.

Tłumaczył, że uciekał, ponieważ jest poszukiwany w innej sprawie. Podczas czynności sprawdzających okazało się, że 22-latek, który miał rzucać butelkami, jest rzeczywiście poszukiwany do odbycia kilku miesięcy kary więzienia za kradzież. Po chwili do policjantów podbiegła grupa osób, która domagała się wypuszczenia kolegi. Jednemu na tyle na tym zależało, że postanowił skoczyć na policjantów, ale został szybko obezwładniony i postawiono mu zarzuty napaści na funkcjonariusza.

– A gdyby była kara za samo utrudnianie interwencji, być może do tego by nie doszło – twierdzą związkowcy.

Kazimierz Barbachowski, policjant, wie, jak ta sytuacja wygląda od strony funkcjonariuszy. Podaje przykład: zwykła interwencja w centrum miasta. Tłum gapiów przeszkadza w dotarciu na miejsce karetce pogotowia. Ważniejsze są zdjęcia z miejsca zdarzenia. Jak policja ma zagwarantować lekarzom i ratownikom odpowiednie warunki do reanimacji? Dziś, jak mówi, nie ma narzędzi. Chyba że dochodzi do agresji słownej lub fizycznej: wówczas policjant może użyć środków przymusu bezpośredniego, a sprawca zajścia odpowiadać może za napaść na funkcjonariusza na służbie. Ale przecież nie o to chodzi. Dzięki zmianie, jaką proponują związkowcy, skala użycia środków przymusu ma być mniejsza – uważa Barbachowski.

A CO Z KIBOLAMI

I jeszcze jeden przykład na brak instrumentów: autobusem wraz z pasażerami podróżują kibole. Policjanci starają się ich odseparować od pozostałych pasażerów. Ci jednak za nic mają ich polecenia.

Policyjne argumenty nie przekonują prof. Ryszarda Stefańskiego.

– To za daleko idące – mówi „Rzeczpospolitej". Jego zdaniem policja ma inne środki, by wyegzekwować konkretne zachowanie. – Nie da się wszystkiego spenalizować – podkreśla profesor.

Jeszcze bardziej sceptyczny jest warszawski adwokat Radosław Baszuk. – Każdy, choćby uzasadniony akt obywatelskiego nieposłuszeństwa może w ten sposób zostać ukarany – uważa adwokat. I twierdzi, że proponowana zmiana idzie zbyt daleko. Wprowadza przymus wykonania polecenia, które może się okazać bezpodstawne a nawet bezprawne.

Dostrzega jeszcze jedno zagrożenie dla obywateli.

– Przepis może być wykorzystywany celem utrudniania obywatelskich form aktywności, manifestacji, kontrmanifestacji czy blokad.

Nie przekonują go zapewnienia policji, że funkcjonariusz nie może sobie ot, tak zażądać wylegitymowania się od każdego obywatela.

– Muszą zaistnieć przesłanki faktyczne i prawne– mówi Barbachowski.

– Muszą, tyle że w praktyce żąda się wylegitymowania nie wskazując podstawy faktycznej a następnie kieruje do sądu wnioski o ukaranie za wykroczenie mające polegać na odmowie poddania się tej czynności. – uważa Baszuk.Dyskusyjny jest także krąg podmiotów korzystających z tego przepisu. Czy mają to być wszystkie służby?

– Strażacy, policja, pogotowie ratunkowe, ratownicy medyczni, Straż Graniczna. Nie wyobrażam sobie jednak, że z takiego przepisu mieliby korzystać m.in. funkcjonariusze straży miejskiej czy gminnej – mówi „Rz" Janusz Popowski ze Stowarzyszenia Obrony Praw Obywateli. I twierdzi, że nie będzie przyzwolenia społecznego na takie zmiany.

źródło: rp.pl