"Wyborcza" ujawnia: Kaczyński nakazał Brudzińskiemu podpisać porozumienie z policjantami za wszelką cenę
Joachim Brudziński dostał od władz PiS polecenie, że ma nie wychodzić z gabinetu, dopóki nie podpisze porozumienia z mundurowymi. Prezes partii Jarosław Kaczyński chciał mieć gwarancje, że policja będzie zabezpieczać marsz 11 listopada. Ale porozumienie nie wszystkim funkcjonariuszom się podoba.
Mundurowi swoje postulaty przedstawili już w marcu. Szef MSWiA Joachim Brudziński za każdym razem powtarzał jednak, że budżet nie jest z gumy i że on nie dysponuje własnymi pieniędzmi, które może przeznaczyć np. na podwyżki.
Policjanci od lipca w ramach protestu przestali więc wystawiać mandaty, zorganizowali wielką manifestację w Warszawie, a w ostatnich dniach prawie 30 tys. z nich – jedna trzecia wszystkich funkcjonariuszy na etatach – poszła na zwolnienie chorobowe.
PiS się wystraszył, że nie będzie miał kto zabezpieczać Marszu Niepodległości 11 listopada, i Brudziński dostał – według naszych informacji – polecenie od władz PiS, aby spotkał się w czwartek ze związkowcami i wynegocjował porozumienie. Nawet kosztem dużych ustępstw.
Negocjacje trwały ponad dziesięć godzin i po godz. 22. ogłoszono podpisanie kompromisu.
Koszty dla budżetu
Najważniejsze ustalenia dotyczą podwyżek 655 zł brutto od 1 stycznia 2019 r. i 500 zł brutto od 1 stycznia 2020 r.
– To oznacza, że budżet będzie musiał znaleźć dla policjantów i strażaków ok. 92 mln zł co miesiąc, czyli w całym w 2019 r. będzie to ok. 1,1 mld zł więcej. Gdy do tego dodamy podwyżki w 2020 r., w sumie rocznie na pensje dla mundurowych będzie szło dodatkowe 2 mld zł – mówi dr Łukasz Wacławik, specjalista od ubezpieczeń społecznych
Część pieniędzy na podwyżki (309 zł brutto w przyszłym roku) rząd zaplanował już wcześniej i wpisał do tzw. ustawy modernizacyjnej. Inne punkty porozumienia zakładają to, co już wcześniej MSWiA obiecało mundurowym: emerytury po 25 latach pracy bez konieczności ukończenia 55 lat oraz 100 proc. płatnych nadgodzin.
Nie udało się ustalić wspólnego stanowiska w sprawie odpłatności za zwolnienia lekarskie. Mundurowi chcą 100 proc. zasiłku za pierwsze 30 dni choroby w roku dla wszystkich funkcjonariuszy, ale MSWiA zgadza się dać takie prawo tylko tym, którzy biorą udział w akcjach, gdzie narażają zdrowie i życie.
Nie udało się też porozumieć w sprawie art. 15 ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym. Mundurowi chcą, aby wszyscy funkcjonariusze – niezależnie od daty wstąpienia do służby – mieli zaliczane do emerytury również lata, gdy pracowali w cywilu i podlegali pod ZUS. Rząd się na to nie zgadza, choć w kampanii wyborczej w 2015 r. PiS to obiecał. Nie ma również porozumienia dotyczącego waloryzacji świadczeń.
Zwykli policjanci wściekli
To spowodowało, że szeregowi funkcjonariusze są wściekli na swoich związkowców. Na forum internetowym Zarządu Głównego NSZZ Policjantów piszą (cytaty w oryginale): „Bracia i siostry! Nie poddawajcie się! Każdy z nas, idąc na L-4, ryzykował mszczeniem się na nas przez przełożonych! Dobrze wiecie, o czym mówię, nagrania, screeny, wszystko krążyło między nami! I po co tak ryzykowaliśmy, po te ochłapy?! Tak, cieszę się chociaż z tego, ale mogliśmy ugrać znacznie więcej! Pierwszy raz w historii tak się zjednoczyliśmy, mieliśmy wszystko w naszych rękach! Nie wywalczyliśmy praktycznie nic więcej od tego, co już ministerstwo oferowało!".
Inny wpis: „Chciałbym zapytać przedstawicieli związków, dlaczego nas zostawili? Dlaczego poprzednio można było wyjść, zapytać nas o zdanie, a teraz wszystko zostało załatwione po cichu?! Co Wam obiecali?! Przekupili was, czy może zastraszyli?! Wcześniej o wszystkim informowaliście, a teraz porozumieliście się za zamkniętymi drzwiami, pojawiające się pierwsze informacje zdementowaliście jako nieprawdziwe, a później okazały się jednak prawdziwe!".
A co z L4 policjantów?
Szef NSZZ Policjantów Rafał Jankowski zaraz po podpisaniu porozumienia zapewnił, że funkcjonariusze, którzy dotychczas byli na L-4, będą masowo wracać do pracy w komisariatach. – Mam co do tego przeczucie graniczące z pewnością – stwierdził.
Czy jest to prawnie możliwe, zapytaliśmy specjalistę od prawa ubezpieczeniowego (chciał zachować anonimowość): – Policjant, który dostał zwolnienie lekarskie np. na pięć dni, musiał je przekazać do komisariatu, w którym pracuje, i to zwolnienie musiało zostać zarejestrowane w kadrach. Nie może teraz przyjść i powiedzieć, że rezygnuje z dalszego przebywania na zwolnieniu i chce wracać do pracy. Gdy chce skrócić okres przebywania na chorobowym, musi pójść do lekarza, który wystawił mu zwolnienie, i powiedzieć, że czuje się lepiej i prosi o ponowne zbadanie. Gdy lekarz stwierdzi, że rzeczywiście chory jest w lepszym stanie, może skorygować zwolnienie. I z tym nowym, krótszym zwolnieniem policjant musi pójść do kadr. Wtedy rzeczywiście będzie mógł od razu przystąpić do pracy.
To oznacza, że przed 11 listopada ok. 30 tys. policjantów będzie musiało się jeszcze raz przebadać, jeśli rzeczywiście mają wrócić do pracy.