Najpierw minister Mariusz Błaszczak zaliczył podinspektora Andrzeja Szarego, szefa policyjnych związkowców w Wielkopolsce, do "totalnej opozycji", potem Biuro Spraw Wewnętrznych doniosło na niego do prokuratury. Niemal po roku okazało się, że tematu nie ma.

Podinspektor Andrzej Szary pracuje w policji od 36 lat. W czasie swojej służby był m.in. dowódcą plutonu, oficerem dyżurnym i zastępcą komendanta komisariatu. Od 1997 r. kieruje związkowymi strukturami w Wielkopolsce, ale jest także wiceprzewodniczącym NSZZ Policjantów w całej Polsce. Nie boi się odważnych opinii. Gdy ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak oskarżył policjantów o napaść na radną PiS w czasie manifestacji w Gdańsku, Szary mówił wprost: – Przecież to ona zaatakowała kordon policji.

Krytykował także ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Ten chciał wstrzymać karę dla kibola, który naruszył nietykalność policjanta. Sprzeciwiał się degradowaniu policjantów, którzy zaczynali służbę przed 1989 r., oraz politycznej miotle w policji po przejęciu władzy przez PiS. Błaszczak ocenił go krótko: – Ten pan próbuje wpisać się w działalność totalnej opozycji, która mówiła, że będzie zmieniała wynik wyborów za pomocą ulicy i zagranicy.
Rok temu „Super Express” napisał, że Biuro Spraw Wewnętrznych (BSW), czyli tzw. policja w policji, zawiadomiło prokuraturę w sprawie możliwej defraudacji związkowych pieniędzy przez Szarego. – To pomówienia – mówił na gorąco „Wyborczej” związkowiec.

Anonimowy donos na Szarego

Jak ustaliła „Wyborcza”, powodem postępowania miał być... anonimowy donos. Wielu w ogóle powątpiewało w jego istnienie, a jeśli już, to miał być mało konkretny. Sprawdzano m.in. dokumenty i faktury w jednym z hoteli – związkowcy organizują tam galę dla funkcjonariuszy, którzy ratowali innym życie. Gdy okazało się, że w czerwcu 2016 r. w hotelu odbyło się wesele syna Szarego, ludzie z BSW ręcznie poprawili w swoim piśmie „lipiec” 2016 na „czerwiec”. Sprawdzano także inny hotel w woj. zachodniopomorskim, gdzie organizowano turnusy profilaktyczne i antystresowe dla policjantów. Także od struktur związkowych żądano różnych dokumentów, ale komisja rewizyjna się postawiła i niczego nie udostępniła, bo nie było podstawy prawnej. Związkowcy stanęli w obronie Szarego, uznając zarzuty o defraudowanie pieniędzy za pomówienia.

Śledztwo prowadziła prokuratura w Zielonej Górze. Po niemal roku je umorzono. „Materiał dowodowy nie daje wystarczających podstaw nie tylko do tego, by komukolwiek postawić zarzut, ale także aby bezspornie przyjąć, że do inkryminowanych zdarzeń w ogóle doszło” – uzasadniał prokurator Łukasz Wojtasik.
Jego odpowiedzi do zarzutów są bardzo konkretne. Ze związkowej kasy Szary miał kupić opla astrę za 63,5 tys. zł. Odpowiada, że wziął kredyt w banku. Za 21,2 tys. zł miał urządzić wesele synowi, ale dowodów brak. Zarzucano Szaremu nepotyzm, bo jego żona jest specjalistką w zespole nadzoru poznańskiej komendy, a syn – starszym technikiem w zespole wydatków. Prokurator nie doszukał się nieprawidłowości, bo ich stanowiska nie są związane bezpośrednio z pracą Szarego i nie ma on bezpośredniego wpływu na ich przełożonych. Obalono również zarzut, że Szary wpływał na przyznanie żonie 13 tys. zł zapomogi, bo choć jest szefem komisji rozpatrującej wnioski, to z tych spraw się wyłączał. PZU nie zakwestionowało żadnego z rozliczeń.

Kto donosił na Szarego?

Prokurator Wojtasik uznał też, że finanse wielkopolskich związkowców były wielokrotnie sprawdzane i „nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości”. Poza tym, jak się okazało, pretekstem były dwa anonimy o tej samej treści, których nie zweryfikowano. Jeden z oficerów policji, który zastrzegł anonimowość, mówił „Wyborczej”, że autorami listów mogą być sami funkcjonariusze: – Nie wykluczałbym nawet, że celowo spreparowano te donosy, by uruchomić działania przeciwko Szaremu w odwecie za krytykowanie PiS. Na taką intencję wskazywałby też przeciek do prasy z samego BSW. W tej sprawie żadnych działań jakoś nie podjęto.
Przeciek do „Super Expressu” to nie było jedyne działanie przeciw Andrzejowi Szaremu. Wcześniej „Wyborcza” pisała, że BSW we Wrocławiu próbowało na własną rękę szukać haków na Szarego. Funkcjonariusze jeździli po hotelach i ośrodkach wczasowych, w których spotykali się policyjni związkowcy z Wielkopolski. Nie mogli zabezpieczyć dokumentów, bo wtedy jeszcze prokuratura nie prowadziła śledztwa, ale powoływali się na „prowadzone czynności służbowe”.

– Działania podjęte w sprawie Andrzeja Szarego nie mają nic wspólnego z państwem prawa. Chodziło o pogrożenie palcem i zastraszenie osoby, która ośmieliła się głośno się upominać o prawa funkcjonariuszy. Jeśli BSW rzeczywiście dostało anonimy, to najpierw powinno zweryfikować ich wiarygodność, zamiast kierować sprawę do prokuratury i ją nagłaśniać – mówił „Wyborczej” adwokat Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik NSZZ Policjantów.

Źródło