Minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński spotkał się ze związkowcami ze służb, ale porozumienia wciąż nie ma. Policjanci uspokajają: przyjdą do pracy podczas „Akcji Znicz” i Marszu Niepodległości. Zamiast tego zapowiedzieli inne formy protestu, np. masowo oddadzą krew.

Narasta protest w Policji. Delegacja związków zawodowych służb mundurowych spotkała się 23 października z przedstawicielami MSWiA. Zrzeszająca m.in. policjantów, strażaków i pograniczników federacja związkowa od lipca domaga się od ministerstwa spełnienia sześciu postulatów dotyczących wynagrodzeń i zabezpieczeń socjalnych.

Do tej pory ministerstwo zgodziło się tylko na dwa z żądań mundurowych, dlatego stopniowo zaostrzają oni protest, który zaczął się m.in. zaniechaniem wystawiania mandatów przy drobniejszych wykroczeniach. Przewodniczący NSZZ Policjantów Rafał Jankowski oburza się, że propozycje ministerstwa, które padły na spotkaniu, nie różnią się wcześniejszych obietnic.
Ostatnie spotkanie z szefem MSWiA Joachimem Brudzińskim i wiceministrem odpowiedzialny za służby mundurowe Jarosławem Zielińskim odbyło się 21 września. Ponieważ nie zakończyło się obietnicą spełnienia postulatów, służby zorganizowały marsz ulicami Warszawy, w którym wzięła udział rekordowa liczba mundurowych – kilkadziesiąt tysięcy. Na sześć dni przed dzisiejszym spotkaniem zapowiedzieli też rozszerzenie protestu o masową akcję krwiodawstwa oraz rezygnację z używania prywatnych telefonów w celach służbowych.
To akcje symboliczne, ale w mediach krążą spekulacje, że jeśli aktualne rozmowy nie przyniosą rezultatu,policjanci mogą sięgnąć po bardziej radykalne środki.

„Gazeta Wyborcza” cytuje e-mail krążący wśród policjantów, sugerujący, że będą oni przechodzić na zwolnienia między 1 a 11 listopada. Akurat w czasie wymagającej wzmożonej aktywności policji „Akcji Znicz” i Marszu Niepodległości, podczas którego wielokrotnie obserwowano akty przemocy ze strony nacjonalistów. To nieoficjalna inicjatywa, ale związkowa centrala obiecała wsparcie w oddolnych formach protestu.

Rafał Jankowski zapewnia jednak, że przed 11 listopada jedyną nową formą protestu będzie akcja zbierania krwi.
Policjanci nie wykluczają głodówki, chcą pomocy Brukseli
Policjanci nie mają prawa strajkować w tradycyjny sposób, czyli nie mogą odmówić wykonywania obowiązków, tak jak robią to obecnie pracownicy LOT. Zabrania tego art. 67 Ustawy o Policji z 6 kwietnia 1990 r. Mundurowym związkowcom wolno jednak korzystać z konstytucyjnego prawa do „innych form protestu”, określonego w art. 59 pkt 3 ustawy zasadniczej. Listę kroków, które rozważają policjanci, umieścili w uchwale zarządu NSZZ Policjantów z 27 czerwca 2018.
Możliwość masowych absencji sugeruje punkt mówiący o „wystąpieniu z informacją do policjantów, którzy od dłuższego czasu zmagają się z negatywnymi skutkami przeciążenia obowiązkami służbowymi o rozważenie możliwości skorzystania z porad lekarzy specjalistów, a w konsekwencji z ewentualnego zwolnienia lekarskiego”.
Następne kroki to m.in. stworzenie w Warszawie „miasteczka mundurowego”, pikieta w Brukseli, a nawet protest głodowy.
Rzecznik związkowców podkreśla jednak, że na razie za wcześnie, by mówić o kolejnych krokach protestujących.

Brakuje rąk do pracy, a warunki fatalne

Ewentualne nieobecności trudno będzie uzupełnić. W Policji brakuje aż 6 tys. pracowników – zauważają związkowcy. Nieatrakcyjne warunki zatrudnienia są jedną z głównych przyczyn wakatów.
„Policjanci przede wszystkim zarabiali i zarabiają mało. Jako detektyw z 19-letnim stażem zarabiałem pod koniec kariery 3200 zł na rękę” – opowiadał OKO.press W.K., emerytowany policjant z województwa dolnośląskiego.
Według danych Komendy Głównej Policji średnie zarobki kursanta to 1900 zł netto. Świeżo przyjęty policjant może liczyć na 2800 zł. Kolejne stopnie to odpowiednio ok. 3100 zł i 3400 zł. Trzeba jednak pamiętać, że to tylko średnia arytmetyczna, do której też doliczone są dodatki i 13. pensje. Zdaniem Andrzeja Szarego, wiceprzewodniczącego NSZZ Policjantów, początkujący policjant może liczyć przeciętnie na ok. 2000 zł na rękę.
Jak mówi W.K.: „Najgorzej jest chyba w dochodzeniówce. Młodzi policjanci się zarzynają. Praca przez 8 godzin to mit. Policjant na komisariacie w dochodzeniówce ma nawet po 20-30 spraw na głowie w tym samym czasie. Nie ma żadnych szans, żeby poprowadzić je dobrze. Więc wiadomo, jak te sprawy są traktowane. Wszcząć – i najlepiej szybko umorzyć”.

Jarosław Zieliński: „To nie policjanci protestują”W ankiecie referendalnej, w której wzięło udział 30 tysięcy policjantów, ponad 99 proc. opowiedziało się za rozpoczęciem protestu. Do akcji protestacyjnej dołączyła straż graniczna i pożarna, służba więzienna, a także część cywilnych pracowników służb.

Protesty formacji mundurowych miały miejsce także za rządów Platformy Obywatelskiej. W swoim drugim exposé w listopadzie 2011 roku Donald Tusk zobowiązał się do podwyżek dla służb mundurowych, z których się nie wywiązał. W czerwcu 2014 policjanci zostali pozbawieni prawa do pobierania pełnej pensji podczas 90 dni zwolnienia chorobowego (od tego czasu dostają 80 proc. wypłaty, tak jak każdy inny zatrudniony na umowie o pracę).
W kampanii wyborczej PiS zobowiązał się do cofnięcia tej reformy. Potwierdził to w 2016 roku, w czasie tzw. Forum Dialogu Społecznego, ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak. Jednak, jak informują związkowcy, z Błaszczakiem „ciężko było coś konkretnego ustalić”. „Unikał spotkań, a jak już do nich doszło, to składał obietnice, których później nie dotrzymywał”
– piszą. Również gabinet premiera Mateusza Morawieckiego zwlekał z działaniami przez dziewięć miesięcy.
Nadzorujący policję wiceminister Jarosław Zieliński bagatelizował sprawę. 14 września w „Kwadransie Politycznym” w TVP 1 przekonywał, że to nie policja protestuje:
„To protestują związki zawodowe, a w policji jest jeden związek zawodowy, bo jest monopol związkowy” – mówił. Dodał, że związek „do tego protestu dąży z powodów (…) nieuzasadnionych” i że sprawa ma „podtekst polityczny”.

Źródło