Jeszcze kilka lat temu młodzi ludzie rywalizowali o pracę w policji. Dziś to policja robi kampanie reklamowe, by przyciągać kandydatów - pisze Piotr Żytnicki w Gazecie Wyborczej.

Pod koniec sierpnia w siedzibie wielkopolskiej policji zorganizowano ślubowanie nowych funkcjonariuszy. Byli przedstawiciele władz samorządowych i rządowych, komendant, kapelan, policjanci ze sztandarem. Młodzi funkcjonariusze ślubowali „chronić ustanowiony konstytucją porządek prawny, strzec bezpieczeństwa państwa i jego obywateli”. Uroczystość jakich wiele, ale jedno zwracało uwagę – nowych osób było tylko osiem.

O tym, że praca w policji jest mało atrakcyjna, związkowcy mówią od kilku lat. Na starcie policjant dostaje 1,9 tys. zł na rękę, a po przeszkoleniu – 3 tys. zł. Pensje policjantów rosną, ale wolniej niż w gospodarce. – Komercyjny rynek pracy odjechał nam na dwie długości. Mundurowi stali się jedną z najgorzej wynagradzanych grup zawodowych w Polsce – mówił niedawno Rafał Jankowski, szef policyjnych związkowców. I dodawał: – Nie jesteśmy też atrakcyjni pod względem świadczeń emerytalnych. Na emeryturę można przejść po 25 latach służby, ale dopiero w 55. roku życia. Nie ma czym przyciągnąć młodych ludzi do służby.

Dawniej policjant mógł przejść na emeryturę już po 15 latach, uprawnienia emerytalne ograniczył jeszcze rząd PO-PSL. W kampanii wyborczej politycy PiS obiecywali, że cofną tę reformę, bo „nowe prawo jest karygodne i godzi w bezpieczeństwo funkcjonariuszy”. Obietnicę tę powtórzył jeszcze w 2016 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Ale do dziś jej nie zrealizowano.

Ściganie za milicję

W grudniu 2015 r. nowym komendantem głównym został Zbigniew Maj. Zasłynął, gdy przed telewizyjnymi kamerami wraz z wiceministrem spraw wewnętrznych Jarosławem Zielińskim ogłosił z oburzeniem, że za poprzednich szefów w Komendzie Głównej panowało „bizancjum”. Dowodem na to miało być wyposażenie gabinetu komendanta w łazienkę z bidetem i maszynę do czyszczenia butów.
Maj odszedł ze stanowiska już po trzech miesiącach, gdy wyszło na jaw, że jego nazwisko przewija się w jednym z korupcyjnych śledztw prowadzonych przez prokuraturę. Zatrudniająca ponad 120 tys. ludzi instytucja nie miała szefa przez rekordowe 60 dni. W końcu został nim policjant z Katowic Jarosław Szymczyk. Utrzymał stanowisko, mimo że w międzyczasie zmienił się szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – Błaszczaka zastąpił Joachim Brudziński. Trudno jednak uznać to za dowód stabilizacji policji.

Rządy PiS to bowiem czas kadrowych czystek, które zaczęły się od razu po objęciu władzy.

Wiceminister Zieliński ogłosił, że funkcjonariusze, którzy rozpoczęli służbę w Milicji Obywatelskiej, mogą pozostać w służbie, ale nie będą pełnić funkcji kierowniczych. Przed groźbą degradacji stanęło kilkuset szefów komend i komisariatów oraz naczelników wydziałów. – To policjanci, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani, złożyli ślubowanie, a do ich pracy nie ma zastrzeżeń. Nikomu nie blokują miejsca. To polityczna rozgrywka – komentował wtedy Andrzej Szary, jeden z liderów policyjnych związków zawodowych. Doświadczeni i zasłużeni policjanci, których jedyną winą było rozpoczęcie służby w milicji, w większości odeszli na emerytury.
Na początku br. głośna była sprawa policjantów, którzy porzucili w lesie nietrzeźwego mężczyznę. Nie chcieli jechać do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów izby wytrzeźwień, bo kończyła im się służba i chcieli być wcześniej w domu. Mężczyzna zmarł, policjantów wyrzucono ze służby, toczy się prokuratorskie śledztwo. Okazało się, że w patrolu była policjantka z rocznym stażem, a jej dowódcą był policjant raptem z trzyletnim doświadczeniem, co dawniej było nie do pomyślenia.

O ile jeszcze kilka lat temu młodzi ludzie rywalizowali o pracę w policji, o tyle dziś zdarza się, że chętnych jest mniej niż wakatów. Jeden ze związkowców opowiadał nam o sytuacji, kiedy policjanci odpowiedzialni za rekrutację dzwonili do kandydatów, którzy odpadli w poprzednich naborach, i pytali, czy nie chcieliby spróbować ponownie. Policja prowadziła też kampanie reklamowe.

Sprawa Stachowiaka

Sami funkcjonariusze przyznają też, że policja nie ma dziś dobrej prasy. To skutek m.in. skandali związanych z przekraczaniem uprawnień i przemocą. Najgłośniejsza była sprawa torturowania we wrocławskim komisariacie Igora Stachowiaka. Skutego kajdankami mężczyznę policjanci wynieśli do toalety i przez kilkanaście minut razili paralizatorem. Stachowiak zmarł.
Policja i MSWiA znały wstrząsające nagranie z kamery paralizatora, ale sadystyczni policjanci cały czas pozostawali w służbie. Dopiero gdy nagranie ujawnił TVN, w dolnośląskiej policji posypały się głowy. Od samego początku o nieprawidłowościach wiedział też komendant Szymczyk. Po roku przekonywał, że jest zaskoczony i wstrząśnięty.
Pod koniec września opisaliśmy pobicie w komisariacie w Poznaniu młodego anarchisty. Wcześniej pracownicy biura Rzecznika Praw Obywatelskich podczas niezapowiedzianej kontroli ujawnili pobicie mężczyzny zatrzymanego w komendzie policji w Rykach na Lubelszczyźnie.

Takie problemy miały rozwiązać kamery przypinane do mundurów, ale na razie program jest wciąż w fazie pilotażu. Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar apelował też o zmianę prawa – osoba zatrzymana powinna mieć od razu adwokata. PiS jednak zmianą prawa nie jest zainteresowany.

Coraz częściej pojawiają się też zarzuty, że policja wykorzystywana jest do walki politycznej. W Szczecinie i Białej Podlaskiej ścigano i zatrzymywano działaczy Komitetu Obrony Demokracji, bo na pomnikach wieszali koszulki z napisem „Konstytucja”. W tym samym czasie poznańska policja umorzyła śledztwo w sprawie gróźb i rasistowskich okrzyków wznoszonych przez narodowców w centrum miasta. Najpierw biernie się temu przyglądała, choć przedstawiciel miasta uznał zgromadzenie narodowców za nielegalne. Potem stwierdziła, że nie jest w stanie nikogo rozpoznać, mimo że zdarzenie filmowała.
Policjanci wykorzystywani byli także do ochrony Sejmu przed protestującymi obywatelami. W tych przypadkach zarzucano im nadużywanie siły, niektórzy z demonstrujących twierdzili, że funkcjonariusze ich poturbowali. Rafał Jankowski przekonywał później, że funkcjonariusze „nie mogą odmówić wykonania rozkazu, u nas nie ma miejsca na klauzulę sumienia”. Ale sami policjanci opowiadali nam, że mają dosyć wykorzystywania ich przez polityków. Podczas apogeum sejmowych protestów latem tego roku część z nich uciekała na zwolnienia lekarskie.

Czasem jednak upolitycznienie policji ociera się o śmieszność. W Białymstoku policjanci, zamiast patrolować ulice, cięli kartony na konfetti, które później rozrzucano z helikoptera podczas Święta Niepodległości w Augustowie. Gościem uroczystości był wiceminister Zieliński. Z kolei w Szczecinie policjanci na koniach jechali w orszaku kościelnym z dolepionymi skrzydłami, udając anioły.

Nigdy tak źle nie było

Latem tego roku policjanci ogłosili protest, którego do dziś nie zakończyli. Domagają się podwyżek (po 650 zł dla każdego policjanta), likwidacji wakatów, cofnięcia zmian w ich uprawnieniach emerytalnych. Zrezygnowali z nakładania mandatów i w większości pouczają sprawców wykroczeń. Miesięczne wpływy do budżetu spadły o kilkanaście milionów złotych.
– Przeprowadziliśmy ankietę wśród 30 tys. policjantów i aż 99 proc. opowiedziało się za rozpoczęciem protestu. Jeszcze nigdy nie było takiej konsolidacji środowiska. Polska policja stanęła pod ścianą, jeszcze nigdy nie było tak źle jak teraz – mówił niedawno Jankowski.

Wielkie dziury w etatach

Według najnowszych danych opublikowanych przez NSZZ Policjantów brakuje dziś w służbie 6,3 tys. funkcjonariuszy. Najwięcej wakatów jest w Komendzie Stołecznej. Od stycznia do lipca br. przyjęto 1804 osoby, a zwolniło się 2822 policjantów. Najgorzej jest w Katowicach, gdzie odeszło 351 mundurowych, a przyjęto 175. We Wrocławiu zwolniły się 284 osoby, przyjęto 121. W Warszawie odeszło 243 funkcjonariuszy, nowych osób jest 164. Często policjanci rezygnują ze służby już na etapie podstawowego szkolenia – w pierwszym półroczu 2018 r. było 135 takich przypadków.

Nasze bezpieczeństwo w liczbach

Rośnie liczba zabójstw ujawnionych przez policję:
* 495 w 2015 r.
* 513 w 2017 r.
Rośnie liczba ofiar przestępstw, których skutkiem był uszczerbek na zdrowiu:
* 9949 w 2015 r.
* 11 402 w 2017 r.
Rośnie liczba podsłuchów:
* 7215 w 2014 r.
* 9725 w 2017 r.
Rośnie liczba donosów do CBA:
* 15 444 w 2015 r.
* 18 852 w 2017 r.

Dane za Piotrem Niemczykiem, byłym wiceszefem wywiadu UOP, dziś specjalistą ds. bezpieczeństwa

Źródło