Policjanci nie mają łatwego życia. To nieustanne ryzykowanie własnym zdrowiem i życiem za, jak sami mówią, „psie pieniądze”. Dziś dowiemy się jak zostać policjantem oraz dlaczego w społeczeństwie jest tak duża niechęć do policyjnego munduru. Przedstawiamy trzecią i ostatnią część artykułów o kulisach pracy w polskiej policji.
Sześć miesięcy. Tyle trwa policyjna szkoła, po której i tak nie ma się gwarancji, że założy się mundur. Policjant musi nauczyć się nie tylko przepisów, ale też zasad działania w terenie. Przynajmniej w teorii.
– W moim przypadku szkoła w Legionowie to był wycisk – twierdzi Sławek, policjant z kilkuletnim doświadczeniem. – Ale są roczniki, które wprost mówią, że to była jedna wielka impreza. Sam znam policjantki, które w czasie lub po kursie robiły aborcję. Seks bez żadnych zahamowań.
Później nie jest lepiej. Wydawałoby się, że funkcjonariusze są świetnie wyszkoleni. W końcu ktoś, kto ma dostęp do broni, powinien umieć się nią posługiwać. Wydawać by się mogło, że sprawa z Nieporętu, kiedy to policja musiała oddać aż 47 strzałów w stronę podejrzanego samochodu jest wyjątkowa, jednak mundurowi sami mówią, że strzelanie to nie jest ich mocna strona.
– Na strzelnicę w teorii może iść policjant zawsze – tłumaczy Olgierd, policjant ze śląskiego. – Ale wielu jest takich, co przez lata służby nawet nie dotknie broni. – Przecież macie obowiązkowe szkolenia. – A od czego ma się kolegów? – Śmieje się Olgierd. – Dajesz takiemu swoją giwerę, on tłucze, ilość amunicji się zgadza, wynik okej, a ty, nawet z zezem, dalej robisz. W każdej robocie da się wszystko załatwić.
Policji ma pomagać sprzęt. Nieustannie widzimy nowe, piękne komisariaty czy błyszczące samochody. Ale na zdjęciach wszystko wygląda ładnie.
– To pokazówki, które robi się w mediach – uważa Sławek. – Tymi „super brykami” to może komendant sobie jeździ, nasze mają na licznikach nie mniej, niż auta jakiegoś przedstawiciela handlowego. Zresztą wpisz w internecie policja alfa i od razu ci wyskakuje zdjęcie naszych „super bryk” na lawetach. Komedia.
Ta „komedia” ma swoje konsekwencje. Ludzie coraz częściej o policji mówią tylko w negatywny sposób. Funkcjonariusze przyznają, że tak może być, a wszystko jest winą braku kompetencji.
– Gwarantuję, że połowa dzisiejszych „świeżaków” nie przeszłaby kilka lat temu multiselecta (testy, które przechodzi się w szkole policyjnej – przyp. red.) – twierdzi Olgierd. – Zapotrzebowanie na funkcjonariuszy jest jednak tak duże, że się bokiem wciska ludzi, często po rodzinie, znajomości. Tylko jak masz to wyeliminować, gdy nawet w rządzie działa się w ten sam sposób?
Ale to nie usprawiedliwia sytuacji, gdy ktoś ginie na komisariacie. Głośna sprawa Igora Stachowiaka na nowo ożywiła dyskusję, na ile agresywna może być policja.
– Brutalność policji wynika z nastrojów społecznych – tłumaczy Maciej, funkcjonariusz z Pomorza – Dziś wszyscy mają nas za wrogów. Na ulicy, bo mandaty wystawiamy, na stadionach, bo bijemy kibiców, na manifestacjach, bo ochraniamy nie tą stronę co trzeba. Ja tylko przypominam, że my, do cholery, wykonujemy rozkazy niezależnie od naszych prywatnych poglądów. Ja na przykład nie mam nic do tego, że dwóch studentów pije sobie po uczelni piwo w parku. Ale prawo jest prawo i koniec.
Ciężko jednak być „przyjaznym” wobec obywateli, gdy ci nie szanują ciebie. Ilość czynnych napaści wobec funkcjonariuszy policji znowu rośnie. Niestety, według raportu MSWiA, sami mundurowi nie pozostają dłużni – co drugi policjant przyznaje, że jego kolega w czasie interwencji reaguje zbyt agresywnie.
– Miałem interwencję, w której chłopak był nieco napompowany. – To znaczy? – Agresywny – wyjaśnia policjant z mazowieckiego. – Jego samego byśmy „zrobili”, ale wokoło latała jego dziewczyna, nagrywała na telefon i pokrzykiwała. W końcu mój partner nie wytrzymał i jak ja skuwałem agresora, ten podszedł wylegitymować pannę. Efekt? Sprzedała mu liścia, więc ją skuł.