28 czerwca 2018 roku centrala Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów zakomunikowała, że od 10 lipca będzie prowadzić akcję protestacyjną. Decyzja ta wynika z niezadowalającego przebiegu negocjacji z rządem w zakresie oczekiwań środowisk mundurowych.
Po objęciu władzy przez tak zwany obóz dobrej zmiany, żołnierze i funkcjonariusze oczekiwali rychłej poprawy ich sytuacji socjalnej. Po dwóch kadencjach rządów poprzedniej ekipy, nadzieje na odmianę katastrofalnej doli były ogromne.
W latach 2011 – 2014 mieliśmy do czynienia niemal z wojną domową, w której rząd w sposób nieznany krajom demokratycznym, atakował podporę państwa, czyli mundurowych, pełniących służbę we wszystkich formacjach. Była to nieustająca kampania najpodlejszych oszczerstw pod adresem ludzi munduru, powielanych skwapliwe przez funkcjonariuszy prorządowych mediów.
Nowy rząd przyjął retorykę naprawy państwa, w tym służb. Przywrócenie komisariatów policyjnych, odtworzenie struktur Straży Granicznej na południu kraju, nowe rozwiązania kadrowe w Wojsku, dynamiczna modernizacja. Krótko mówiąc, powszechna szczęśliwość. Niektóre z deklaracji rządzący spełnili, ale sporo innych pozostało populistycznym pustosłowiem.
Konfrontacja z rządem dotyczy kilku obszarów, w których poprzednia władza wyrządziła najwięcej szkód.
Zwolnienia lekarskie
W 2014 roku wszedł w życie przepis, redukujący odpłatność za pobyt mundurowych na zwolnieniu, ze stu do osiemdziesięciu procent. Rządzący głosili, że to niesprawiedliwe, aby jedna grupa zawodowa miała lepiej, niż pozostałe. Posłużono się kłamliwym argumentem, że mundurowi biorą lewe zwolnienia, aby migać się od roboty. Nie przedstawiono dosłownie żadnych dokumentów, które by potwierdzały tę tezę, ale fakty były ostatnią rzeczą, na jaką tamci populiści zwracaliby uwagę.
Społeczeństwo łatwo podchwyciło rządowy przekaz. Nic tak nie krzepi upodlonego, jak widok upodlania innych. Nauczyciele złorzeczyli mundurowym, górnicy nauczycielom, dziewiarki górnikom, a biedronkowe kasjerki dziewiarkom. A wszyscy razem – lekarzom. I tak to szło. Dziel i rządź. Tyle umieli.
Były za to wyniki kontroli ZUS, wskazujące, że w sektorze cywilnym dochodzi do licznych nadużyć w zakresie pobytu na L-4. Obniżona odpłatność nie powstrzymywała pracowników od brania fikcyjnych zwolnień, a miała powstrzymać żołnierzy i funkcjonariuszy. Przy tym wprowadzona zmiana nie skutkowała żadnymi oszczędnościami w budżecie, bo pieniądze pochodzące z potrąconej części uposażenia trafiają do tych, którzy w zastępstwie sprawują obowiązki chorego. Ani jeden grosz nie zasilił portfeli tych, którzy z uciechą kibicowali rozkułaczaniu mundurowych.
Środowiska mundurowe domagają się przywrócenia pełnej odpłatności za pobyt na chorobowym. Jednak teraz chodzi tylko o wymiar 30 dni w roku, kiedy żołnierz lub funkcjonariusz dostawałby na zwolnieniu całość uposażenia. Rząd niemal od pierwszych chwil zachowuje się w tej sprawie pokrętnie. Kilkakrotnie padały deklaracje, że już już, na dniach, zapadną wiążące rozstrzygnięcia, a w ostatniej chwili okazywało się, że jakiś tam siódmy po kisielu zespół analiz doszukał się wad legislacyjnych, no i wicie rozumicie...
Służba, to nie jest praca. Wstępując w szeregi mundurowi w rocie ślubowania i przysięgi deklarują gotowość do poświęcenia zdrowia i życia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ani murarz, ani piekarz, ani pani z kasy w hipermarkecie nie podejmują takiego wyzwania. Ich aktywność zawodową chronią przepisy BHP. Nie sposób rozgraniczyć, czy choroba mundurowego ma związek z służbą. Po czym to poznamy? Po tym, że granat urwał mu nogę? A przeziębienie? A schorzenia psychosomatyczne? Pobyt na zimowym poligonie, kontakt z prątkującymi cudzoziemcami, patrol w każdą pogodę, konfrontacja z agresywnymi osadzonymi, akcje gaśnicze, przeciwpowodziowe. Ile form pełnienia służby, tyle przyczyn schorzeń. Tego się nie da ubrać w algorytmy.
Wprowadzenie wymiaru 30 dni pełniej odpłatności na zwolnieniu, bez konieczności wykazywania związku między chorobą a służbą, to postulat minimalny, realistyczny i kompromisowy.
Pieniądze za święta i nadgodziny
Mundurowi domagają się tego od lat. Obecnie za służbę w nadgodzinach dostaje się ekwiwalent w postaci czasu wolnego, liczony jeden do jednego. Osiem godzin wolnego za osiem nadgodzin. W skrajnych sytuacjach człowieka nie ma w jednostce przez kwartał, bo odbiera nadgodziny. Dochodzi też do patologii, gdy jakiś popędliwy terenowy kacyk usilnie mataczy w wykazach nadgodzin, aby pozbawić podwładnych należnej im rekompensaty. Dodatek do uposażenia ułatwiłby przełożonym planowanie służb, a jednocześnie stanowiłby ważne wsparcie socjalne dla podwładnych.
Czy służba w okresie świąt zasługuje na wyższą zapłatę? Pytanie retoryczne.
Uprawnienia emerytalne
Osoby, które podjęły służbę przed końcem 2012 roku korzystają z przepisów, dających możliwość przejścia na emeryturę po upływie 15 lat. Ta zasada była z wielkim rozmachem wykorzystywana przez ekipę Tuska, do walki z mundurowymi. Społeczeństwo usłyszało o 35-letnich emerytach, którzy pławią się w luksusach po lekkim spacerku przez plac apelowy. Tysiące młodych nierobów rzekomo zalewały kraj.
Pełne świadczenie emerytalne, według ówczesnych regulacji, przysługuje po upływie 28 lat służby (ściśle: 28 i pół roku). Wynosi ono 75 procent ostatniego uposażenia. A ile przysługuje po 15 latach? 40 procent. Czy to dużo? W uproszczeniu można przyjąć, że zarobki starszych oficerów plasują się powyżej granicy 5 tysięcy PLN. 40 procent z pięciu tysięcy, to dwa tysiące. Ale ilu jest wodzów, a ilu Indian?
Wyobraźnię szerokiej opinii stymulował przypadek Agenta Tomka. Był idealnym kandydatem na wzór mundurowego kułaka. 35-latek, emerytura po 15 latach, krocie szmalu. Mało kto rozumiał, że w CBA zarobki są o wiele wyższe, niż w innych służbach. Mało kto rozumiał też, że tak naprawdę w Polsce zjawisko 35-letnich emerytów jest marginalne. W liczbach wygląda to tak, że po 15 latach na emeryturę decyduje się dwa procent mundurowych, a osób, które w takim momencie mają 35 lat, jest sto w skali roku. Pół promila spośród wszystkich żołnierzy i funkcjonariuszy.
W nowym ustawodawstwie zachowano pełne świadczenie w wysokości 75 procent uposażenia. Na tym kończą się dobre informacje. Świadczenie ma być liczone ze średniej z ostatnich 10 lat służby. Daje to wyraźną różnicę na niekorzyść w stosunku do wcześniejszych rozwiązań, bo w trakcie służby wypłata stopniowo rośnie, a nie maleje, więc każdy okres niżej płatny pomniejsza automatycznie podstawę wymiaru. Nowe 75 procent, to zwykłe szachrajstwo.
Nowe przepisy wprowadziły łączone kryterium nabywana uprawnień emerytalnych. Aby móc skorzystać z minimalnego świadczenia emerytalnego trzeba mieć co najmniej 55 lat i przesłużyć 25 lat. W praktyce oznacza to, że na wcześniejszą emeryturę nie odejdzie prawie nikt. Jaka to różnica, 25 lat, czy 27? Albo i 30? 55-latek w mundurze? Oczywiście. W sztabie, na wysokim etacie. Albo głęboko w logistyce, na straży paliw i smarów. Wizja pląsania po granicy, czy ganiania za ulicznymi bandytami w wieku, gdy organizm przygotowuje się już do konfrontacji ze starością, działa odpychająco. Mundurowi biją na alarm, brakuje kandydatów do służby, wakaty są monstrualne.
Strona związkowa skłaniała się w swych oczekiwaniach wobec rządu, do przywrócenia poprzednich przepisów. Czyli pełna emerytura po 28 latach i 75 procent ostatniego uposażenia, i wcześniejsza emerytura po 15 latach z 40-procentowym wymiarem świadczenia. Czy jest to postulat realny? Łatwo go skontrować tym samym argumentem, który służy do kontrowania tuskowych łgarstw. Skoro po 15 latach z służby odchodzi 2 procent ludzi, to o co kruszyć kopie? Po co wam to?
Należy wziąć pod uwagę, że nasze przepisy były raczej wyjątkiem na świecie, a może raczej pewnym reliktem po czasach świetności Układu Warszawskiego. W wielu krajach przyjęte jest rozwiązanie, że pełna emerytura przysługuje po 30 latach służby i wynosi 75 procent uposażenia. Ostatniego uposażenia, albo jeszcze korzystniej dla uprawnionych, uposażenia za miesiąc wypłaty wskazany przez samego emeryta. Minimalna emerytura należy się po 20 latach służby i wynosi połowę ostatniej wypłaty.
Ten model może stanowić punkt wyjścia do kompromisu między związkowcami, a rządem. Jest powszechny, więc zapewne sprawdzony. Wydaje się sprawiedliwy. Minimalna emerytura przysługuje na tyle wcześnie, żeby realnie skorzystać z jej dobrodziejstw, a jednocześnie na tyle późno, aby uzyskać akceptację społeczeństwa, bez konieczności przedkładania za każdym razem żmudnych wylicz
Czytelników zainteresowanych tematem uprawnień socjalnych dla służb mundurowych, zachęcam do lektury tekstu „Analiza – nasi zdrowi dziennikarze”. Powstał on w reakcji na publikacje Gazety Wyborczej w okresie nagonki na służby ze strony ekipy Tuska. Jest dostępny w sieci.
Podwyżka uposażeń
Co tu dużo gadać, zawsze jest za mało. Ze strony związkowej padają zawrotne kwoty, choć i minister Brudziński przy byle okazji snuje wizje satysfakcjonujących podwyżek. W tym obszarze chyba najłatwiej się dogadać. Wystarczy zachować zdrowy rozsądek i traktować się wzajemnie po partnersku, a nie po szulersku. Jest oczywiste, że wymiar podwyżek musi uwzględniać sytuację innych środowisk. Niedawno przeżywaliśmy napięcia związane z opieką nad osobami niepełnosprawnymi. Jeśli nie wystarcza dla jednych, inni nie mogą licytować za wysoko, bo poniosą upokarzającą klęskę.
Tak zwana dobra zmiana
Dobra zmiana trwa od trzech lat. W formacjach mundurowych coś o niej słyszano. Ktoś ją podobno nawet widział, ale w nocy i z daleka. Nowe radiowozy, śmigłowce, komisariaty. Piękne modułowe karabiny i samobieżne moździerze nareszcie z amunicją. Serce rośnie. Tylko kto to wszystko obsłuży? Szeregi topnieją. Nie, nie są to straty bojowe. Odchodzą doświadczeni funkcjonariusze i żołnierze. Luka pokoleniowa budzi grozę. „Stary”, to mundurowy z pięcioletnim stażem. Przed nim i za nim nie ma nikogo. Czemu tak się dzieje? Jednym z głównych powodów jest sposób, w jaki rządzący traktują mundurowych. Dawniej z pogardą, a teraz z lekceważeniem. Naobiecywać baranom gruszek na wierzbie i jakoś dotrwać do wyborów. Da się? Pewnie tak, ale jakim kosztem dla państwa. Gdy w służbach nastąpi katastrofa, a nadciąga ona rączymi susami, trzeba będzie działać w alarmie, czyli chaotycznie i rozrzutnie.
Władzo, ludzie munduru są podporą państwa – zasługują na to, aby traktować ich z szacunkiem i powagą.
Robert Szmarowski (www.salon24.pl)