Po tragicznych wydarzeniach w Gdańsku coraz częściej padają pytania o właściwe zabezpieczenie nie tylko finałów WOŚP-u, ale również innych imprez masowych. Eksperci zwracają uwagę, że ten temat jest od lat zaniedbany. – Istotniejszy jest dla nas catering, dobra muzyka, a nie kwestie bezpieczeństwa i dopóki klient na tym rynku nie będzie płacił dobrych pieniędzy, to będzie dostawał taką usługę, jaką dostaje – mówi w rozmowie z Onetem dr Krzysztof Liedel.
- Finał WOŚP to impreza prywatna i organizator decyduje np. o tym, kto może wchodzić na scenę. My, jako policja, oddelegowaliśmy w tym dniu do służby trzy razy więcej policjantów niż normalnie – tłumaczy Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
- Prokuratura bada, czy impreza była odpowiednio zabezpieczona, ale eksperci już dzisiaj stawiają konkretne pytania. – Czy została tam wytyczona tzw. strefa zero – czyli miejsce, w którym przebywają ściśle określone osoby? – pyta Wojciech Majer, były szef Biura Operacji Antyterrorystycznych.
- Nam się cały czas wydaje, że żyjemy na zielonej wyspie, na której nic nam nie grozi, nic się nigdy złego nie wydarzy i taki mamy finał – mówi z kolei dr Krzysztof Liedel, ekspert ds. bezpieczeństwa.
- Po ataku nożownika na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza tamtejsza prokuratura wszczęła odrębne postępowanie, w którym bada, jak wyglądało zabezpieczenie gdańskiego finału WOŚP.
Dodatkowo szef MSWiA Joachim Brudziński podjął decyzję o wszczęciu kontroli w Agencji Ochrony „Tajfun”, która zabezpieczała niedzielny koncert. Firma będzie sprawdzana m.in. pod kątem posiadania odpowiedniej dokumentacji do prowadzenia takiej działalności, wszystkich potrzebnych zezwoleń czy kwalifikacji pracowników.
Pełnomocnik agencji „Tajfun” mecenas Łukasz Isenko przekonywał w rozmowie z Onetem, że firma dochowała wszelkich procedur. – Wszyscy, łącznie z ochroniarzami, publicznością i ludźmi stojącymi na scenie, początkowo byli przekonani, że to, co się stało, jest jakimś elementem przedstawienia. Grała muzyka, nie było krzyków paniki, tłum był zdezorientowany. Dopiero po chwili stało się jasne, że doszło do ataku na prezydenta Adamowicza – wyjaśniał Isenko.
– Na chwilę obecną organy ścigania wyjaśniają wszystkie okoliczności związane z tym zdarzeniem. Nasi pracownicy są pytani o wszelkie aspekty naszego sposobu działania i zabezpieczenia tego miejsca. Są ustalane fakty. Nasze stanowisko jest takie, że z naszej strony wszelkie procedury zostały dochowane. Była wystarczająca liczba ochroniarzy, a właściwie było ich nawet więcej, niż wymagają tego przepisy – dodał.
Ciarka: to była prywatna impreza
Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji poinformował, że gdański finał WOŚP-u nie był zgłoszony jako impreza masowa. A jako taki powinien zostać zarejestrowany, jeżeli brało w nim udział nie mniej niż tysiąc osób. Dla organizatora wiązałoby się to ze spełnieniem pewnych wymogów formalnych, takich jak większa liczba ochroniarzy. Jednak na tym etapie Ciarka nie chce komentować, czy zostały popełnione jakieś błędy.
– Finał WOŚP-u to impreza prywatna, w związku z tym po stronie organizatora leżą takie kwestie, jak to, komu przyznawane są identyfikatory, kto może poruszać się po scenie, itd. My z własnej inicjatywy (choć nie wymaga od nas tego prawo) oddelegowaliśmy na niedzielny finał w Gdańsku większą liczbę patroli. Zwykle na terenie miasta pełni służbę 100 policjantów, a w niedzielę było ich 300. W bezpośredniej bliskości imprezy było ich dwudziestu, a sama reakcja funkcjonariuszy była bardzo szybka – tłumaczył w rozmowie z Onetem Mariusz Ciarka.
Majer: czy przeprowadzono analizę zagrożeń?
W tym momencie eksperci też nie chcą ferować jednoznacznych wyroków, jeśli chodzi o zabezpieczenie gdańskiego finału, ale wyliczają aspekty, na które należy zwrócić uwagę. Jedną z nich jest analiza zagrożeń, którą powinno się przeprowadzić przed każdą tego typu imprezą. Zwłaszcza, że w Europie znane są przypadki ataków psychofanów czy zamachów terrorystycznych dokonywanych w trakcie koncertów.
– Przy zabezpieczaniu takiej imprezy bierze się pod uwagę trzy elementy: procedury, umiejętności i doświadczenie osób odpowiadających za ochronę oraz wyposażenie techniczne. W pierwszej kolejności nasuwa się pytanie, czy została tam wytyczona tzw. strefa zero – czyli miejsce, w którym przebywają ściśle określone osoby. W tym wypadku powinna to być scena i bliskie tereny przyległe do tej sceny. A dostęp do strefy zero powinien być selektywny, tzn. osoby, które tam wchodzą powinni być identyfikowane i poddawane procedurze kontroli, np. poprzez czujniki metalu – tłumaczy w rozmowie z Onetem Wojciech Majer, były szef Biura Operacji Antyterrorystycznej, obecnie członek zarządu Agencji Detektywistycznej Lampart.
– Kolejne pytanie, które się nasuwa, to jak ten mężczyzna przedarł się na scenę? Czy firma ochroniarska dysponowała procedurami działania w sytuacjach zagrożenia bezpośredniego? Czy osoby, które zajmowały się ochroną sceny miały doświadczenie i umiejętności, żeby odpowiednio zachować się w takiej sytuacji? Bo osobę z nożem nie jest łatwo obezwładnić, szczególnie jeśli jest pod wpływem środków odurzających – wylicza.
Były szef BOA zauważa też, że doświadczeni pracownicy ochrony powinni zidentyfikować zagrożenie wcześniej. – To była osoba zaburzona, z medialnych doniesień wynika też, że była też bardzo zdenerwowana i pobudzona. Takie zachowanie ciężko jest ukryć i już w strefie dostępu, osoba która go kontrolowała, powinna to zauważyć – podkreśla.
Majer w przeszłości brał udział w zabezpieczaniu imprez podwyższone ryzyka na szczeblu międzynarodowym i dlatego podkreśla, jak ważne w takiej sytuacji jest zaangażowanie się państwa. – Tak cenna i znana na całym świecie inicjatywa, jaką jest WOŚP powinna mieć ogromne wsparcie w zakresie bezpieczeństwa ze strony służb państwowych. To jest konieczność – zaznacza.
Liedel: nie inwestujemy w bezpieczeństwo
Z kolei dr Krzysztof Liedel, ekspert ds. bezpieczeństwa, opowiada, że sam wielokrotnie był uczestnikiem zarówno finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, jak i festiwalu Woodstock i uważa, że nie były one zabezpieczone źle. – Natomiast nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. Podstawowym problemem jest to, że w przypadku takich wydarzeń rzadko kiedy robi się analizę ryzyka. Czyli nie bierze się pod uwagę tego, co nam potencjalnie grozi, co złego może się wydarzyć, itd. A gdyby brało się to pod uwagę, to można byłoby przedsięwziąć jakieś dodatkowe środki, żeby jeszcze lepiej takie imprezy zabezpieczyć – argumentuje.
Dr Liedel nie chce jednak zrzucać całej winy na firmy ochroniarskie. Jego zdaniem główną winę ponoszą organizatorzy, którzy nie chcą płacić odpowiednich pieniędzy za zabezpieczanie imprez. – My nie inwestujemy w bezpieczeństwo, kiedy organizujemy imprezę to jej zabezpieczenie traktujemy jako ostatni element, z którego trzeba wybrnąć. Istotniejszy jest dla nas catering, dobra muzyka i dopóki klient na tym rynku nie będzie płacił dobrych pieniędzy za bezpieczeństwo, to będzie dostawał taką usługę jaką dostaje. I to jest cała diagnoza sytuacji – tłumaczy.
– Nam się cały czas wydaje, że żyjemy na zielonej wyspie, na której nic nam nie grozi, nic się nigdy złego nie wydarzy i taki mamy finał. Firmy ochroniarskie to jest biznes, a biznes rządzi się swoimi prawami. Płacimy większe pieniądze, to dostajemy lepszą usługę. Płacimy mniejsze, no to gorszą – konkluduje dr Liedel.
Mateusz Baczyński/Onet
źródło: wiadomości.onet