Szef śląskiej policji zwolnił czterech policjantów, którzy mieli pobić agresywnego mężczyznę. Zrobił to, choć mundurowym nie przedstawiono żadnych zarzutów. - Policjanci z Czechowic-Dziedzic padli ofiarą histerii po śmierci Igora Stachowiaka - uważa Rafał Jankowski, przewodniczący NSZZ Policjantów.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 18 kwietnia 2017', jakie miały miejsce w Czechowicach-Dziedzicach. Oficer dyżurny komisariatu odebrał wtedy zgłoszenie, że ochrona sklepu Żabka zatrzymała nietrzeźwego Radosława Malinowskiego. Mężczyzna próbował wynieść bez płacenia piwo oraz mentosy. Na miejsce wysłano dwuosobowy patrol.
Malinowski zaatakował policjanta i złamał mu rękę w nadgarstku
– Malinowski na dzień dobry zaczął krzyczeć, że nas zapier... i że już nie pracujemy w policji. Kiedy wsadziliśmy go do radiowozu, dostał ataku szału i zaczął uderzać twarzą o szyby.
Walił tak mocno, że aż dudniło, bałem się, że się zabije – wspomina Grzegorz Nowosielski, jeden z funkcjonariuszy.
Drogą radiową wezwał wsparcie, po czym wyskoczył z auta, otworzył tylne drzwi i próbował uspokoić zatrzymanego mężczyznę. Wtedy Malinowski zaatakował policjanta i w trakcie szarpaniny złamał mu rękę w nadgarstku.
Kiedy na miejsce przyjechał dodatkowy patrol, awanturujący się Malinowski został przewieziony do komisariatu w Czechowicach-Dziedzicach. Badanie alkomatem wykazało, że miał ponad dwa promile w wydychanym powietrzu. Tam mężczyzna dostał kolejnego ataku szału, uderzał głową o podłogę. Kiedy zaczął krwawić, oficer dyżurny wezwał pogotowie. Ratownicy nie chcieli się jednak zająć Malinowskim, bo ich także chciał atakować. Nowosielski również nie otrzymał pomocy, bo medycy stwierdzili, że jego obrażenia nie zagrażają życiu.
Mundurowi wsadzili zatrzymanego mężczyznę, a także swojego rannego kolegę do radiowozu i zawieźli na pogotowie ratunkowe w Czechowicach-Dziedzicach. Tam Nowosielski i Malinowski dostali skierowania do szpitala w Bielsku-Białej.
Chirurdzy wsadzili rękę policjanta w gipsową szynę, a zatrzymanego mężczyznę po opatrzeniu krwawiącej głowy skierowali na konsultacje do szpitala neurologicznego. Tamtejsi specjaliści uznali, że może on trafić do policyjnej izby zatrzymań, więc Malinowski został przewieziony do komendy w Bielsku-Białej. Tam też spędził noc.
Pręgi na tyłku od uderzeń kijem lub pałką.
– Warte podkreślenia jest to, że podczas pobytu w obu szpitalach mężczyzna skarżył się tylko na rozbitą głowę i nie mówił o żadnych innych urazach – podkreśla jeden z oficerów bielskiej policji.
Kilkanaście godzin później Malinowskiego przewieziono do prokuratury. Śledczy przedstawili mu zarzuty uszkodzenia ciała policjanta Nowosielskiego, naruszenia jego nietykalności, a także znieważenia i gróźb karalnych pod adresem interweniujących wobec niego funkcjonariuszy. Mężczyzna przyznał, że niewiele pamięta ze zdarzenia, bo przytomność stracił w radiowozie i ocknął się dopiero w komisariacie w Czechowicach-Dziedzicach. – Jednak kiedy mnie przywieziono, zostałem pobity przez policjantów. Lali mnie po tyłku – stwierdził Malinowski, po czym ściągnął spodnie i pokazał pręgi na pośladkach.
Powołany przez śledczych biegły stwierdził, że powstały one w wyniku uderzenia tępym narzędziem, np. kijem lub pałką służbową, ale nie potrafił rozstrzygnąć, czym dokładnie. Ekspert nie był też w stanie określić, czy obrażenia powstały przed czy też po zatrzymaniu mężczyzny. To bardzo ważna kwestia, bo – jak ustaliła policja – Malinowski często uczestniczył w bójkach.
Policjanci nie dopełnili ciążących na nich obowiązków nadzoru nad zatrzymanym
Prokuratura nie przedstawiła policjantom z Czechowic-Dziedzic żadnych zarzutów. Kiedy jednak wybuchła afera dotycząca okoliczności śmierci Igora Stachowiaka w komisariacie we Wrocławiu [TVN ujawnił nagranie, z którego wynika, że policjanci znęcali się nad nim, wykorzystując paralizator – przyp. red.], sprawa nabrała gwałtownego przyśpieszenia.
Policja wszczęła postępowanie dyscyplinarne wobec Nowosielskiego, jego partnera z patrolu, a także dwóch funkcjonariuszy, którzy zostali wezwani na interwencję jako wsparcie. Badano, kto pobił Malinowskiego. Policjanci podkreślali, że siły wobec mężczyzny używali tylko wtedy, gdy dostawał ataków szału. – Kiedy braliśmy go na pogotowie, był już spokojny i szedł normalnie – podkreślali.
Ich słowa potwierdza nagranie z monitoringu komisariatu, na którym widać Malinowskiego idącego w asyście mundurowych. Nie sprawia on wrażenia osoby cierpiącej lub mającej problemy z poruszaniem. Prowadzący dyscyplinarkę oficer uznał jednak, że nie ma wątpliwości, iż funkcjonariusze pobili zatrzymanego mężczyznę. Kto? Nie wiadomo. 9 października na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej podjęto decyzję o zwolnieniu ze służby całej czwórki. Nikogo nie obchodziło, że kiedy Malinowski przebywał w komisariacie, Nowosielski nie miał z nim kontaktu, bo był przesłuchiwany przez przełożonego w związku ze złamaniem ręki.
– W trakcie postępowania dyscyplinarnego uznano, że policjanci nie dopełnili ciążących na nich obowiązków nadzoru nad zatrzymanym. Brak w tej sprawie zarzutów karnych nie stanowi przeszkody dla dokonania niezależnej oceny zachowania funkcjonariuszy przez przełożonego dyscyplinarnego – wyjaśniła nam młodsza inspektor Aleksandra Nowara, rzecznik prasowy śląskiej policji. Zaznaczyła jednak, że decyzja o zwolnieniu policjantów nie jest prawomocna, bo złożyli oni odwołanie.
Rafał Jankowski: Policjanci padli ofiarą histerii po śmierci Igora Stachowiaka
W obronie funkcjonariuszy stanął Andrzej Kamiński, senator PiS, który kilka dni temu wysłał pismo do generała Jarosława Szymczyka, komendanta głównego policji.
„Analiza przedstawionej mojej osobie dokumentów nakazuje postawić pytanie, czy podstawą zwolnienia ze służby wieloletnich polskich funkcjonariuszy policji o dotychczas nieposzlakowanej opinii, którzy działając dla dobra służby i bezpieczeństwa społeczeństwa dokonują zatrzymania obywatela, który jest niebezpieczny dla otoczenia, samego siebie, jak również zatrzymujących do funkcjonariuszy, może być domniemana wina? (...) Ewentualne zwolnienie ze służby winno bowiem nastąpić jedynie w oparciu o niepodważalną i udowodnioną w sposób bezsprzeczny winę policjantów, której na obecnym etapie postępowania w mojej ocenie nie dowiedziono” – napisał senator. I wytknął policji, że bezkrytycznie przyjęła wersję pijanego Malinowskiego, który sam przyznał, że nie kojarzy przebiegu zdarzenia.
Podobnego zdania jest Rafał Jankowski, przewodniczący NSZZ Policjantów: – W policji nie ma miejsca dla ludzi, którzy łamią prawo. Ale nie wolno wyrzucać funkcjonariuszy, których nie tylko nie skazano, ale nawet nie przedstawiono im jakichkolwiek zarzutów. Słowo nie wystarczy.
- Nie mam wątpliwości, że policjanci z Czechowic-Dziedzic padli ofiarą histerii po śmierci Igora Stachowiaka. Zapomniano jednak, że każda sprawa jest inna i każdą sprawę należy rozpatrywać indywidualnie – stwierdził Rafał Jankowski.
Miesiąc po zatrzymaniu Malinowskiego w Czechowicach-Dziedzicach wpadł on w ręce policjantów z Bielska-Białej. Kiedy trafił do komisariatu, tamtejsze kamery zarejestrowały, jak leży na ziemi i rozbija sobie głowę, uderzając głową o kafelki.
– Chłopcy doskonale go już znają i teraz boją się go już zatrzymywać, bo nikt nie chce mieć problemów jak koledzy z Czechowic – mówi jeden z oficerów bielskiej policji.
PS Dane osobowe bohaterów zostały zmienione.