Niestety, nie możemy napisać, że nasz Kolega ranny w wyniku eksplozji materiałów pirotechnicznych podczas interwencji w Łodzi w 2017 r. wraca do zdrowia.
Ale, z czego bardzo się cieszymy, czuje się dobrze i bardzo wam wszystkim dziękuje za pomoc i wsparcie.
Marcin, cały czas pamiętamy o Tobie i trzymamy za ciebie kciuki.
W załączniku list Marcina Miniaka do Przewodniczącego Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów woj. łódzkiego Krzysztofa Balcera.
********************************
Poniżej artykuł z Dziennika Łódzkiego.
Surowe kary za wybuch, który zranił policjantów i strażaków
Wyrok w sprawie pamiętnego wybuchu przy ul. Przemysłowej w Łodzi, w którym zostało rannych czworo strażaków i policjantów (w tym dwóch ciężko), zapadł w piątek w Sadzie Okręgowym Łodzi. 42-letni Robert N. został skazany na osiem lat więzienia i 56 tys. zł nawiązek dla pokrzywdzonych, zaś jego rówieśnik Piotr K. na dwa lata i cztery miesiące pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocny.
– Stała się wielka tragedia. Dwóch młodych ludzi doznało ciężkich obrażeń skutkujących trwałym, nieodwracalnym kalectwem – podkreśliła sędzia Maria Motylska – Kucharczyk uzasadniając wyrok.
Pochwaliła prokuraturę, że dobrze wypełniła swoje obowiązki i przygotowała kompletny materiał dowodowy. Nie ukrywała, że wyrok na Roberta N. jest dość surowy, dlatego przedłużyła mu areszt tymczasowy do stycznia 2020 roku (drugi oskarżony odpowiadał z wolnej stopy). Odniosła się też do tych wypowiedzi Roberta N., który przekonywał, że dobrze zabezpieczył w mieszkaniu groźne materiały, a za wybuch odpowiadają strażacy i policjanci, którzy nie byli dość ostrożni i nie dochowali procedur.
Sędzia Motylska – Kucharczyk ostro skontrowała takie sugestie zaznaczając, że gdyby je wziąć pod uwagę, to okazałoby się, że to strażacy i policjanci są w tej sprawie winni. Dlatego w tym przypadku sąd nie wziął pod uwagę procedur i środków bezpieczeństwa, jakie mieli zastosować strażacy i policjanci. Pani sędzia oznajmiła, że na wielkie niebezpieczeństwo byłaby narażona każda służba, której przyszłoby interweniować w mieszkaniu naszpikowanym groźnymi substancjami.
Prokurator Hubert Lewandowski oznajmił nam, że poczeka na pisemne uzasadnienie wyroku i wtedy podejmie decyzję co do apelacji. Podobnego problemu nie miał obrońca Roberta N., adwokat Piotr Maciejewski, który powiedział, że na pewno odwoła się od wyroku. A to dlatego, że jego zdaniem jest zbyt surowy. Ponadto wykorzysta argument, że śrut, który znajdował się w mieszkaniu, nie jest amunicją.
Na ogłoszenie wyroku przybył też Marcin Miniak, starszy sierżant z V komisariatu na Bałutach, który najbardziej ucierpiał podczas eksplozji. – Nie chciałbym wracać do tamtych wydarzeń, których nie zapomnę do końca życia. Jestem w trakcie rekonwalescencji. Nie widzę na jedno oko i mam niesprawną dłoń. Do pracy w policji już nie wrócę – przyznał.
Do pamiętnej eksplozji doszło 15 grudnia 2017 roku. Lokator zaalarmował policję, że jego sąsiadka doznała urazu i od kilku dni nie może opuścić mieszkania. Na miejscu zjawili się: policjant, policjantka i dwóch strażaków. Weszli przez okno i uratowali leżącą na podłodze gospodynię, która poprosiła o odszukanie telefonu, lekarstw i dokumentów. Poszukując tych rzeczy stróże prawa zwrócili uwagę na tajemnicze, metalowe pojemniczki i na stojący na parapecie wazonik wypełniony substancją przypominającą cement.
Policjant podniósł wazonik (był to Marcin Miniak) i wtedy doszło do wybuchu. Policjant i strażak doznali poważnych obrażeń głowy, tułowia, wzroku i słuchu stanowiących – według biegłego – ciężki uszczerbek na zdrowiu. Policjantka i drugi strażak też zostali ranni, ale w mniejszym stopniu. Okazało się, że syn gospodyni, Robert N., wypełniał pociski śrutowe substancjami wybuchowymi wrażliwymi na wstrząsy, a nawet na dotyk, po czym dostarczał wspólnikowi Piotrowi K., który sprzedawał je w internecie. Prokuratura zarzuciła im produkowanie materiałów wybuchowych, handlowanie nimi w internecie oraz narażenie lokatorów kamienicy na utratę zdrowia lub życia.
źródło: dzienniklodzki.pl