Od przyszłego roku najniższe wynagrodzenie będzie musiało wzrosnąć co najmniej o 117 zł. Kwota ta nie satysfakcjonuje ani pracodawców, ani związków zawodowych.
Przyszłoroczna minimalna miesięczna pensja wyniesie co najmniej 2217 zł dla pracowników oraz 14,50 zł za godzinę dla zleceniobiorców i samozatrudnionych. Tak znaczącą podwyżkę gwarantuje mechanizm przewidziany w ustawie z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 847 ze zm.).
Ta kwota będzie punktem wyjścia dla rządu i partnerów społecznych, którzy negocjują ostateczną wysokość najniższej płacy w danym roku (w razie braku porozumienia decyduje o niej rząd). Tegoroczne rozmowy nie będą proste, bo każda ze stron inaczej ocenia potrzeby podwyżek.
Inny model
Pracodawcy wstępnie zapowiadają, że będą postulować wzrost najniższej pensji jedynie o ustawowe minimum, czyli 117 zł. Tradycyjnie przypominają, że wyraźne podwyżki najniższej pensji mogą ograniczać przyjmowanie do pracy osób z niższymi kwalifikacjami (w tym młodych), a więc utrudniać też aktywizację zawodową. A wysoki wskaźnik bierności zawodowej, w szczególności kobiet, to jedna z bolączek obecnego rynku pracy. Problemy z zatrudnieniem mogą też mieć mikrofirmy, bo oferują niższe wynagrodzenia, oraz lokalne rynki pracy z utrzymującym się wciąż wyższym poziomem bezrobocia i słabiej wynagradzane branże, np. hotelarstwo i turystyka.
Zdaniem zatrudniających konieczne jest też dokonanie przeglądu obecnych zasad ustalania gwarantowanej podwyżki minimalnej pensji. Trudno bowiem wyjaśnić dlaczego w jednym roku (2017 r.) gwarantowana podwyżka przyszłorocznej płacy wynosi 50 zł, a w kolejnym (2018 r.) aż 117 zł, choć sytuacja gospodarcza w tym czasie nie zmieniła się w znaczący sposób. Tak duża różnica wynika – zdaniem przedstawicieli firm – z niedoszacowania inflacji w ubiegłym roku.
– Mechanizm ustalania wzrostu minimalnej pensji powinien uwzględniać to, że w praktyce rząd ostatecznie ustala jej wysokość na poziomie wyższym od tego gwarantowanego przepisami. Tak było również w zeszłym roku – tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP. – Dlatego nie jest potrzebne dodatkowe rekompensowanie tego niedoszacowania w tym roku – dodaje.
Magiczne 50 proc.
Związki zawodowe inaczej oceniają potrzeby dotyczące wzrostu płac. Zwracają uwagę przede wszystkim na relację minimalnej pensji do przeciętnej.
– Podstawowym celem jest to, aby płaca minimalna osiągnęła poziom 50 proc. średniego wynagrodzenia. Możemy rozmawiać o sposobach jego osiągnięcia, jesteśmy otwarci na dyskusję w tej sprawie – tłumaczy Katarzyna Zimmer-Drabczyk, kierownik biura eksperckiego, dialogu i polityki społecznej NSZZ „Solidarność”.
Teoretycznie wysoka podwyżka najniższej płacy gwarantowana przepisami sprzyja realizacji takiego założenia. Ale związkowcy mają wątpliwości ze względu na szybki wzrost przeciętnej płacy w ostatnim czasie.
– W ubiegłym roku rząd zapowiadał, że w 2018 r. najniższe wynagrodzenie będzie stanowić 47,2 proc. przeciętnej płacy. Ale okazuje się, że prognoza średniej pensji była niedoszacowana i zgodnie ze zaktualizowaną wersją najniższe wynagrodzenie będzie stanowić 46,5 proc. przeciętnej płacy – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Wskazuje, że taki poziom byłby niższy od tego osiągniętego w 2017 r. Wówczas minimalna płaca stanowiła 46,8 proc. przeciętnej.
– Może się więc okazać, że nie tylko nie zbliżymy się do osiągnięcia poziomu 50 proc. średniego wynagrodzenia, ale wręcz oddalimy się od niego. A tego jako przedstawiciele pracowników nie zaakceptujemy – dodaje.
W negocjacjach z rządem także związkowcy będą przedstawiać tradycyjne argumenty za wyraźną podwyżką najniższej pensji. Jednego z najważniejszych dostarcza im Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju przygotowana przez obecnego premiera Mateusza Morawieckiego.
– Bez wzrostu płac i zwiększenia innowacyjności firm pozostaniemy w pułapce średniego rozwoju – wskazuje Norbert Kusiak.
Stały skutek
Co istotne, wyraźny wzrost płacy minimalnej będzie miał znaczenie nie tylko dla osób zarabiających ustawowe minimum (ich pensje trzeba będzie podwyższyć). Wzrosną też świadczenia i zobowiązania powiązane z wysokością minimalnego wynagrodzenia. Na przykład maksymalna wartość odprawy z tytułu zwolnień grupowych nie może przekraczać 15-krotności najniższego wynagrodzenia, czyli kwoty 33 255 zł, gdyby najniższa płaca wyniosła 2217 zł. Wyższe byłyby też np. odszkodowania z tytułu mobbingu lub dyskryminacji oraz dodatek za pracę w nocy.
Część zatrudnionych musi jednak liczyć się również z wyższymi wydatkami, np. osoby z firmą korzystające z możliwości opłacania preferencyjnych składek na ZUS. Liczne powiązania wartości świadczeń z płacą minimalną co roku prowokują pytanie o zasadność stosowania takiej współzależności. Zdaniem niektórych związków zawodowych utrudnia ona szybszy wzrost najniższego wynagrodzenia (z obawy rządu o zbyt duże koszty).
– W ramach przeglądu przepisów określających mechanizm wzrostu płacy minimalnej można też przeanalizować zasadność jej powiązań z innymi świadczeniami – podsumowuje Łukasz Kozłowski.
Łukasz Guza/ DGP