"Jadąc tam nie wiemy, na co się godzimy, ale mając doświadczenie z innych wyjazdów tego typu np. do Warszawy, będzie się to wiązało ze staniem po kilkanaście godzin dziennie bez ciepłego jedzenia czy napoju" - pisze łódzki policjant przed wyjazdem na Szczyt Klimatyczny COP24 w Katowicach. Zapytaliśmy innych funkcjonariuszy, jak dotąd wyglądały ich służby na podobnych wyjazdach. Potwierdzają jedno: warunki często są urągające.

Policjanci z całej Polski na początku grudnia pojawią się w Katowicach, by zabezpieczyć szczyt klimatyczny. O niechęci do takich wyjazdów pisze w liście do posłanki Kamińskiej jeden z łódzkich policjantów. Funkcjonariusze zdradzają, że często muszą "dzielić" pokoje z karaluchami. List policjanta dotarł do posłanki Bożeny Kamińskiej z Platformy Obywatelskiej, która jako pierwsza upubliczniła sprawę suwalskich policjantów. Ci skarżyli się na warunki pracy w suwalskiej policji - mają być zmuszeni m.in. do ochrony prywatnej posesji wiceszefa MSWiA, Jarosława Zielińskiego.
Tym razem sprawa dotyczy służb wyjazdowych policjantów przed szczytem klimatycznym w Katowicach.
"Chciałbym opisać, jak traktowani są policjanci na przykładzie odbywającego się grudniu szczytu w Katowicach. Otóż jesteśmy oddelegowani na wyjazd z Łodzi do Katowic na 10 dni. 10 dni rozłąki od rodziny, dzieci i innych obowiązków, w ramach ''służby''. Jadąc tam nie wiemy, na co się godzimy, ale mając doświadczenie z innych wyjazdów tego typu np. do Warszawy, będzie się to wiązało ze staniem po kilkanaście godzin dziennie bez ciepłego jedzenie czy napoju" - pisze łódzki policjant.
"Za takie wyjazdy oczywiście nie mamy płaconych żadnych dodatkowych pieniędzy, jedynie ''wypracowane nadgodziny'' do odebrania, kiedy przełożony będzie tego chciał. Nikt się nie pyta, jak poradzimy sobie np. z obowiązkami domowymi, kto odprowadzi dziecko do szkoły, kiedy my będziemy w Katowicach... wszystkie obowiązki spadają na pozostałych członków rodziny. Jedziemy tam, bo taki jest rozkaz i to za darmo, bo mamy wypłatę... Nie mamy nic za to płacone, jako wyjazd z wypracowanymi 240 h w miesiącu, a nie jak przełożony będzie chciał liczyć, bo cały ten wyjazd odbywa się na służbie" - czytamy w liście.
Dalej policjant pisze m.in. o niewłaściwym wyliczaniu nadgodzin. "Niestety jest tak, że przełożony powie, że dzisiaj wypracowane jest np. 10h i to wszystko . Mimo, że nie będzie można swobodnie wyjść z jednostki zakwaterowania i być ''wolnym człowiekiem'', bo jesteś na służbie, ale godzin nigdy nie naliczają za tak zwany czas ''wolny'' - pisze. "Kolejna sprawa to jedzenie, gdzie my będziemy jeść najtańszy pasztet, a kadra kierownicza będzie jadła pełnowartościowe mięso. I tak to wszystko znowu będzie działać i na końcu wyjdzie komendant, podziękuje za służbę i dalej wrócimy do ''robienia statystyk''. Codziennie na odprawie słyszymy, by robić więcej i więcej i codziennie po służbie każdy wpisuje w masę rubryk co dzisiaj zrobił, a przecież policja oficjalnie nie prowadzi statystyk" - czytamy.Treść listu łódzkiego policjanta postanowiliśmy skonfrontować ze zdaniem policjantów z różnych jednostek, oddziałów, a nawet miast. Wiele z zarzutów się potwierdza.
Robert, 11 lat służby w prewencji
"My wyjeżdżamy 2 grudnia i według wstępnych ustaleń mamy wrócić 16.12, ale wie pani, jak to jest. Już mówią, ze może się przedłużyć. A jak mówią, to zapewne tak będzie. Ale może to tylko sianie paniki, bo takie też są ostatnio nastroje. Wyjazdy na takie wydarzenia są różne, ale prawie zawsze są bardzo ciężkie fizycznie i psychicznie. Podczas Światowych Dni Młodzieży mieliśmy służby np. po 19 godzin, później cztery godziny przerwy i kolejne 17 godzin na służbie. Na takich wyjazdach w odstawkę idą przepisy, które mówią, że po ośmiu godzinach służby należy się 11 godzin przerwy. Po nocnych to już powinno być 14 godzin. Ale na wyjazdach dowódca mówi, że trzeba pracować, to trzeba. W końcu to służba. Tylko, że nasz jeden błąd z przemęczenia może naprawdę doprowadzić do tragedii. Trudno, ważne jest, że jest ciągłość służb zapewniona. Na wyjazdach nikt tych przepisów nie przestrzega.
Z tymi nierozliczonymi nadgodzinami to też prawda. Zawsze gdzieś coś przytną. Po ŚDM-ach mieliśmy wypracowane po kilkadziesiąt nadgodzin. Na koniec okazało się, że w sumie nikt ewidencji nie prowadził, więc wyliczyli sobie śmieszną średnią i wypłacili wszystkim tyle samo. Większość była w tzw. "plecy" nawet dwa-trzy dni. Zdarzało się, że mieliśmy naprawdę fajne warunki np. w Warszawie podczas Euro 2012, jednak zazwyczaj jest tak, że śpimy w jakichś akademikach, na śmierdzących materacach i z karaluchami na ścianach. Przecież nawet więzień w zakładzie karnym może się poskarżyć na takie warunki. My mamy siedzieć cicho, bo służba.
Ja i tak nie miałem najgorzej. Na Światowych Dniach Młodzieży policjantów lokowali wszędzie. Moi koledzy trafili do jakiegoś przytułku dla bezdomnych. Serio. Do tej pory mają zdjęcia zasikanych materacy. Śmierdziało niemiłosiernie. Prysznice bez słuchawek były normą, nawet się nikt nie dziwił specjalnie. Myślę, że to najlepszy obraz, w jakie warunki wysyła się czasem policjantów.
Co do jedzenia, to też bywa różnie. Najsłabiej wypada właśnie ten suchy prowiant. Dwie bułki, najtańsza wędlina z Biedronki i pół litra wody. Niby na osiem godzin służby, ale jak się przedłużało do 17 czy 19 godzin, to jakoś nikt nawet czegoś dodatkowo nie zaproponował. Także z wieloma zarzutami kolegi z Łodzi mogę się zgodzić, choć nie ze wszystkimi. Nigdy nie było tak, żebyśmy w czasie wolnym nie mogli wychodzić z miejsca zakwaterowania. To czas dla nas, więc nie było takich problemów. My mamy być po prostu na służbie.
Przez te 20 lat to widziałem już chyba wszystko i mało co mnie dziwi. Były wyjazdy, gdzie mieliśmy całkiem dobre warunki, ale częściej trafiały się - jak to mówiliśmy - szopy do spania. Na jednym z wyjazdów kupowaliśmy plastikowe worki i rozkładaliśmy na materacach, bo były nie tyle wilgotne, co po prostu mokre. W pokojach śmierdziało pleśnią. Nie dało się spać. To, o czym pisze ten policjant to norma. Nikt się nie przejmuje tym, że zostawiamy swoje rodziny. Powiedzą: "wybrałeś służbę, to masz służbę". Ale to chodzi o jakieś ludzkie, godne podejście do tego wszystkiego. 
Nikt z nas nie wymaga luksusowych hoteli czy apartamentów. Ale możliwość wyspania się po 12-godzinnej służbie, kiedy stoi się w jednym miejscu, czy deszcz, czy skwar, to chyba niezbyt wiele. No, może w policji jednak tak. Co do nadgodzin, to też przełożeni kombinują jak mogą. U nas była taka absurdalna sytuacja, kiedy dowódca stwierdził, że w sumie jeśli służba się wydłuża przez dojazd, to nadgodziny liczą się tylko kierowcy. Rozumiesz absurd? Pobieramy broń, jedziemy dwie-trzy godziny na miejsce służby, działamy, wracamy. My mamy godzin służby, a kierowca 12. Pomysł szybko upadł, bo zaczęliśmy pytać, czy możemy sobie po drodze np. wypić piwo. "No jak to! Na służbie?! Z bronią?!" - oburzył się dowódca. No, ale skoro nie byliśmy wtedy w pracy, to czysto teoretycznie moglibyśmy sobie piwo po drodze wypić. Takie absurdy nas spotykają na co dzień. Wymyślają wszystko, żeby ładnie w statystykach wyglądało. A statystyka to taka ładna rzecz, którą można w pewnych warunkach rozciągnąć, żeby wszystko się zgadzało. I zgadza się. Szkoda, że tylko na papierze.
Konrad, cztery lata służby policji
Ja to jestem ten "młody", co to jeszcze ma zapał i chce mu się działać. Tzn. policjanci w ogóle chcą pracować, ale ci starsi stażem mówią, że jak się jeszcze kilka razy poodbijam od ściany, to już takiego zapału nie będę miał. Wysyłają nas do Katowic i w sumie mam nadzieję, że będzie lepiej niż podczas Światowych Dni Młodzieży, gdzie większość od nas się zatruła z powodu jedzenia. Ale co zrobić, warunki są, jakie są. Prawda jest taka, że mam małą córeczkę i takie wyjazdy są trudne. Zwłaszcza, że nigdy nie wiadomo, co zastaniemy na miejscu. Możemy się tylko domyślać, że służby znowu nam się przedłużą do granic możliwości, bo przecież ludzi cały czas brakuje, a ktoś pracować musi.
Wie pani, jak się wraca z takich służb na wyjazdach? Po ŚDM-ach miałem akurat "janowy weekend", czyli wolne dwa dni. Przespałem większość czasu, bo musiałem nadrobić ten cały czas. Kiedy w końcu "wróciłem do żywych", zaczynałem kolejną służbę. Co do nadgodzin, to coś zapłacili, ale nawet nie wiem, czy to się zgadzało ze stanem faktycznym. Jeden ze starszych policjantów powiedział: "nawet nie licz, szkoda psuć sobie nerwy". Warunki na wyjazdach zazwyczaj są słabe, chyba nikt już nie jest zaskoczony, ale karaluchy to już lekka przesada. Przecież my też jesteśmy ludźmi.

Źródło