Psy dają głos. Niech mnie ktoś uszczypnie i powie, że to jest dialog z jakiegoś serialu z aktorami amatorami. Błagam.

Ja się nie znam na medycynie, ratownictwie, karetkach itp. ale skala niedorzeczności w wypowiedziach ratowników poraża.
Skupcie się…

Ratownicy uznali bez badania, że jest martwy i nic nie robili bo policja też nic nie robiła. Sprzętu nie podłączali bo deszcz padał i się elektrody odlepić mogły. No i jak uznali bez badania, że już trup to co tak będzie w kałuży leżał. No to wzięli zmarłego do karetki. Ale się okazało, że policjanci powiedzieli, że ten co leży to tak czasami omdlewa i może się ocknąć. No w sensie że ożyć. Więc na wszelki wypadek jakby ożył to ratownicy wzięli do karetki policjantkę co miała jakieś kursy skończone. No bo oni bez badania stwierdzili że trup więc już nic nie muszą ale jak jednak ożyje to go policjantka przejmie. I tak jechali do tego szpitala z trupem który być może ożyje ale ratownicy tym się nie głowili no bo papiery to i tak lekarz wypisze. No i leży ten trup w szpitalu a korytarzem przechodzi jakaś pielęgniarka, która słyszy że zmarły charczy co świadczy o połamanej krtani. Na tego informatora powołuje się pełnomocnik rodziny. No ale jak charczy to chyba nie trup. Więc jednak rację mieli policjanci, że trup ożyje skoro pielęgniarka słyszała. No albo ona nic nie słyszała no bo trup.
Aaa no i pamiętajmy, że karetka zabiera człowieka o godz. 6:24 a zgon jest stwierdzony w szpitalu o 9:36 (no tak jest w papierach prokuratury, które ujawnił jeden poseł).
Łapiecie jeszcze?
Miałem na prawie zajęcia z logiki.
Nie wagarowałem.
Ale nie ogarniam.

Materiał Polsatu – Śmierć Bartosza S. w Lubinie. Wersja ratowników

źródło: interwencja.polsatnews.pl