250 tys. podpisów zdobyli organizatorzy akcji przywrócenia obciętych przez PiS emerytur i rent mundurowych. Ich projekt popiera cała opozycja.

„Służyliśmy dla Polaków, zrobiono z nas łajdaków” – z takim hasłem przyszło w czwartek pod Sejm kilkuset byłych funkcjonariuszy policji, służb specjalnych, straży granicznej i Służby Więziennej, którym obecny rząd drastycznie obniżył emerytury i renty. „Ustawą dezubekizacyjną” (zwaną przez funkcjonariuszy „ustawą represyjną”) objęto każdego, kto chociaż jeden dzień służył w „organach państwa totalitarnego”, czyli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL. Bez względu na to, jak długo pracował potem.
Ustawa wprowadza odpowiedzialność zbiorową

Komitet, który zbierał podpisy pod projektem zmiany tych przepisów, w południe złożył je w Sejmie. Jego szef, Andrzej Rozenek (były poseł Ruchu Palikota), mówił, że ustawa łamie konstytucję i wprowadza odpowiedzialność zbiorową. Przypomniał, że po wprowadzeniu ustawy zmarło już 31 osób, które dostały decyzje obniżające świadczenia (pięć z nich popełniło samobójstwo). – Gdy zmieni się władza, muszą znaleźć się winni, którzy za tę krew odpowiedzą – mówił Rozenek do zgromadzonych. Zapowiedział, że w najbliższym czasie w Parlamencie Europejskim przedstawiciele lewicy poinformują o drastycznych przypadkach funkcjonariuszy, których ustawa pozbawiła środków na leczenie. – Niech Unia zobaczy, jak w Polsce poniewiera się mundur, jak szmaci się oficerów i ludzi, którzy dbali o nasze bezpieczeństwo – powiedział.
Mariusz Błaszczak może zrozumie, jak szkodliwa jest ta ustawa - w "3x3" Adam Bodnar o dramatycznych historiach osób objętych dezubekizacją. Byłych funkcjonariuszy wspierali w czwartek Andrzej Milczanowski i Henryk Majewski, pierwsi szefowie MSW po roku 1989.

Za zmianą – cała opozycja

W imieniu PO poparcie dla zmiany ustawy zapowiedział były szef BOR - gen. Marian Janicki. Podobną deklarację złożyli Jerzy Meysztowicz, przedstawiciel Nowoczesnej, i posłowie kół opozycyjnych. Z opozycji pozaparlamentarnej największą rolę w zbieraniu podpisów pod projektem odegrało SLD.

Do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich wpłynęło już 1500 skarg na obniżenie świadczeń. Większość dotyczy renty rodzinnej – wdowiej lub sierocej. Wdowy po funkcjonariuszach, którzy rozbijali w wolnej Polsce gangi, brali udział w akcjach antyterrorystycznych, ochraniali wizyty papieskie, z dnia na dzień dowiedziały się, że będą dostawać zamiast 2 czy 3 tys. zł emerytury jedynie 1-1,6 tys. zł brutto. Najbardziej bulwersujące sprawy, które bada RPO, dotyczą trzech członków AK i uczestników powstania warszawskiego. Jeden z nich w PRL-u przez 25 lat był bibliotekarzem w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie. Za to minister Mariusz Błaszczak postanowił mu zmniejszyć emeryturę z 3 do 2 tys. zł. Inna pani, która jako 13-latka była łączniczką w powstaniu, straciła dwie trzecie emerytury, bo po wojnie pracowała w resorcie spraw wewnętrznych jako sekretarka.

Nie wiadomo, kiedy Sejm zajmie się projektem obywatelskim zmiany ustawy, ale na jego realizację przy obecnej władzy nie ma szans. PiS uważa ustawę za jedno ze swoich kluczowych osiągnięć i przekonuje, że w ten sposób „realizowana jest sprawiedliwość społeczna”.

Źródło