Policjant, ścigając przestępcę, nie może uszkodzić radiowozu, bo będzie musiał słono zapłacić. - Czy martwiąc się o własny portfel, jest w pracy skuteczny? - zastanawia się Krzysztof Balcer, przewodniczący łódzkiego oddziału związku zawodowego policjantów.

Październik 2017 roku. Tramwaj linii numer 1 jedzie ulicą Kilińskiego w stronę Dąbrowskiego. Tuż obok radiowóz, którym kieruje 27-letni funkcjonariusz. Policjant skręca w lewo. Motornicza nie wyhamowuje i uderza w niego z impetem. Kierowca radiowozu ma poważny uraz głowy i kręgosłupa. Trafia do szpitala. Na tym nie kończą się jego problemy. Jak się okazuje do wypadku doszło z jego winy. Wymusił pierwszeństwo. Radiowóz nie ma wykupionego autocasco. Tak samo, jak wszystkie policyjne pojazdy w Polsce.
„Skandaliczne zasady”

W latach 90. istniała specjalna sekcja kierowców. Każdy z nich miał "swój" radiowóz. Ich jedynym zadaniem było wożenie patroli czy grup operacyjnych. Mieli szkolenia dla kierowców pojazdów uprzywilejowanych. Dzisiaj nie ma już kierowców ani specjalistycznych kursów.  Za kółkiem usiąść może każdy policjant, a jeśli radiowóz zostanie uszkodzony z winy funkcjonariusza, szkoda powinna być pokryta z jego kieszeni. – To skandaliczne – komentuje Krzysztof Balcer, przewodniczący łódzkiego oddziału policyjnych związkowców.

Krzysztof balcerPolicjanci, nawet gdyby chcieli, prywatnie wykupić autocasco nie mogą. To ubezpieczenie, które przypisane jest do konkretnego pojazdu, a radiowozami jeździ czasem na zmianę nawet 20 ludzi.
– Pracodawca ma prawo potrącić policjantowi z wynagrodzenia, nawet do trzech wysokości pensji. Żeby tak się nie działo, łódzcy policjanci wykupują dodatkowe OC – tłumaczy Balcer.

Sprawa bulwersuje policjantów, zwłaszcza tych młodych, z łódzkiej prewencji. Twierdzą, że o paradoksalnej zasadzie przed podjęciem służby nie zostali poinformowani. - Przełożeni każą nam wykupywać „dobrowolne” ubezpieczenie od szkód majątkowych. W przypadku wypadku traktują to jak AC – skarży się anonimowy funkcjonariusz prewencji. - Brak AC to kolejna okoliczność zniechęcająca do wstępowania do służby – dodaje jego koleżanka.

Nie możemy pracować

Sprawa braku ubezpieczenia AC budzi emocje jeszcze z jednego powodu. – Każdy policjant, ścigając przestępcę, ma z tyłu głowy, że nie może uszkodzić radiowozu, bo będzie musiał płacić. Czy martwiąc się o własny portfel, będzie w  pracy skuteczny? – pyta Balcer. Policjanci opowiadają nam historię sprzed kilku lat. Dwa radiowozy brały udział w pościgu na autostradzie i zderzyły się ze sobą. Winę policjanta udowodnić było zaskakująco prosto. W końcu w pościgu naruszył zasady ruchu drogowego.

- Koszty naprawy pojazdu poniósł nasz policjant, który starał się po prostu jak najlepiej wykonywać pracę. Czy nie wystarczy, że narażał życie? Czy mamy zdejmować nogę z gazu, kiedy ścigamy przestępcę? – pytają policjanci.
W przypadku dynamicznego pościgu stłuczki zdarzają się bardzo często. – Ale rzadziej niż na Zachodzie, bo w Polsce nie mamy sprzętu, który pozwoliłby na spychanie ściganego pojazdu z drogi. W Stanach takie działania policji są normalne i do uszkodzeń pojazdów dochodzi częściej. U nas to raczej ścigany uderza w radiowóz niż odwrotnie. A potem policjant musi się tłumaczyć, dlaczego jechał koło niego albo siedział mu na ogonie. To absurd – mówi Balcer.

Garnizon łódzki odnotował 447 uszkodzeń radiowozów w roku 2016 i 458 w 2017.  W wyniku postępowań wyjaśniających ustalono, że w 2016 roku z winy policjantów doszło do 56 kolizji, a w roku 2017 do 65.  Jak mówi nadkom. Adam Kolasa z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, drastycznie wysokie naprawy raczej nie zdarzają się z winy funkcjonariuszy.

Bez rozwiązania

Łódzki oddział NSZZ Policjantów zastanawia się, jak pomóc kolegom. – Negocjujemy grupowe ubezpieczenia na życie. Chcieliśmy rozmawiać  z firmami o jakiejś formie umowy, która uwolniłaby policjantów od ciągłego strachu o brak AC. Nie mamy jednak możliwości, by pomóc. AC przypisane jest do konkretnego auta, a nie człowieka, a w policji każdym radiowozem jeździ wielu kierowców  – podsumowuje Balcer.

- Tabor policji jest ubezpieczony w ramach polisy o odpowiedzialności cywilnej. Do policji dociera szereg ofert z różnych towarzystw ubezpieczeniowych. Każdy policjant ma swobodę wyboru ubezpieczenia OC, które spełnia jego oczekiwania. Jeśli go nie ma, w przypadku szkody stosuje się przepisy Ustawy o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy  - tłumaczy nadkom. Kolasa.

Jak mówi Balcer, policji ubezpieczanie zwyczajnie się nie opłaca ze względu na bardzo wysoką liczbę napraw. - Gdyby koszty pokrywała policja, suma byłaby wyższa niż wykupienie dla wszystkich pojazdów AC – mówi Balcer. Efekt jest taki, że dzisiaj policja nie płaci, ani za  naprawy, ani za AC. Szkody, jeśli to możliwe, pokrywane są z ubezpieczenia sprawcy. W 2016 roku wartość wszystkich  wyniosła 1437367 złotych, a w 2017 1684952 złotych.

Źródło