Rzeczpospolita: Policyjni związkowcy ścigają dziennikarza, który ujawnił szokujący film z komisariatu we Wrocławiu.

Do dwóch lat więzienia grozi Wojciechowi Bojanowskiemu z TVN – autorowi głośnego reportażu „Śmierć na komisariacie". To – jak ustaliła „Rzeczpospolita" – efekt doniesienia policyjnych związkowców z Wrocławia, którzy zarzucają mu rozpowszechnienie informacji z prokuratorskiego śledztwa dotyczącego śmierci Igora Stachowiaka.

Film z kamery umieszczonej na paralizatorze, którego użyli policjanci wobec zatrzymanego w 2016 r. 23-latka, wstrząsnął opinią publiczną. Nagranie obnażyło powolność prokuratury i postępowań dyscyplinarnych w policji. Po reportażu „poleciały głowy" – dymisje objęły wrocławską policję i Komendę Główną. Teraz Bojanowskiemu, który pokazał te nadużycia, grożą konsekwencje karne.

Śledztwo dotyczące ujawnienia materiałów „ze sprawy Stachowiaka" prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ursynów. Doniesienie złożył dolnośląski NSZZ Policjantów.

– Publikując nagrania, dokonano linczu na policjantach. To wywołało falę hejtu. Ferowanie wyroków na tym etapie było nieuczciwe – przekonuje Piotr Malon, szef policyjnego Związku na Dolnym Śląsku. Przyznaje, że policjanci, którzy przeprowadzili feralną interwencję, byli członkami związku i zwrócili się o pomoc. – Zaangażowaliśmy pełnomocnika do ich obrony, posiadamy fundusze ochrony prawnej – dodaje Malon. On sam nie czuje niesmaku w ujęciu się za policjantami, dziś już podejrzanymi o znęcanie się nad Stachowiakiem.

Inaczej sprawę widzi Rafał Jankowski, przewodniczący zarządu głównego NSZZ Policjantów. – Każdy, kto ujawnia zło w policji, działa w interesie społecznym. Gdyby nie dziennikarze, wiele nadużyć nigdy nie wyszłoby na jaw – tłumaczy Jankowski. Ale też dodaje: – Członkowie związku płacą składki, nie można odmówić im pomocy.

Po doniesieniu związkowców sąd na wniosek prokuratury zdjął z reportera klauzulę tajemnicy dziennikarskiej.

– Dostałem postanowienie sądu, który zwalnia mnie z tajemnicy, chociaż nie zostałem jeszcze przesłuchany ani wezwany – mówił kilka dni temu Wojciech Bojanowski, odbierając nagrodę za reportaż. – Nigdy nie wydam informatorów, którzy mi zaufali – zaznaczył. Na decyzję sądu złożył zażalenie.

– Zawiadomienie pełnomocnika związku musi zostać poddane analizie dowodowej – tłumaczy z kolei posunięcie rejonówki Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. I uspokaja: – Zgodnie z art. 180 kpk zwolnienie dziennikarza z tajemnicy nie dotyczy źródła informacji.

Postępowanie dotyczące publikacji nagrań wszczęto 11 września. Dzień później czterej policjanci z komisariatu usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Stachowiakiem. Poznańska prokuratura zarzuca im złamanie zasad użycia środków przymusu bezpośredniego (użyli tasera, choć 23-latek miał już kajdanki).

Biegli uznali, że Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych. Dzięki takiej opinii policjanci wywinęli się od zarzutu nieumyślnego zabójstwa.

Prof. Antoni Kamiński z PAN jest zdumiony zwolnieniem dziennikarza z tajemnicy.

– Zwłaszcza że właśnie przedstawiono projekt ustawy o jawności życia publicznego, która wprowadza ochronę sygnalistów, czyli osób ujawniających nadużycia. Pokazując film, jak znęcano się nad człowiekiem, dziennikarz wyciągnął na światło dzienne nadużycia i działał w interesie społecznym – mówi prof. Kamiński.

http://www.rp.pl/Media/311209904-Wojciech-Bojanowski-z-TVN-moze-traficdo-wiezienia.html