Właśnie minister sprawiedliwości-prokurator generalny przekazał, że polecił Prokuraturze Okręgowej w Warszawie wszcząć postępowanie karne wobec wszystkich osób, które upubliczniły nazwiska i adresy funkcjonariuszy. „Polskie Państwo ma obowiązek chronić policjantów” oświadczył Zbigniew Ziobro.

Obrzydliwy proceder ujawniania adresów polityków i dziennikarzy już od dłuższego czasu zatruwa media społecznościowe, powodując nierzadko zakłócenie miru domowego i fizyczne ataki na ludzi, których jedynym „przewinieniem” jest to, że myślą inaczej i mają odwagę to mówić, w przeciwieństwie do przeważnie ukrywających się pod nickami anonimowych barbarzyńców, pełnych nienawiści, którym rozum zastąpiła agresja.

Podawanie do publicznej wiadomości adresów i danych policjantów, którzy usiłowali wykonywać swoje obowiązki w trakcie nielegalnych demonstracji tzw. strajku kobiet przesuwa granice bezkarności owego szczucia na innych ludzi, bo zagraża po prostu bezpieczeństwu obywateli i państwa. Policja nie jest po to, by podobać się rządzącym czy opozycji, tylko by pilnować prawa i porządku, chroniąc obywateli przed wszelkiego rodzaju wykroczeniami i przestępstwami, które mogą im zagrażać. A już najbardziej podłą stroną tej „akcji” szczucia na policjantów jest to, że jej twarzą stały się wizerunki parlamentarzystów, czyli ludzi, którzy prawo stanowią i wymagają od obywateli, uchwalając sankcje w razie jego złamania, by go przestrzegali.

Posłanka Scheuring-Wielgus, osłaniając własnym immunitetem i ciałem nielegalne zgromadzenie przed Sadem Okręgowym w Warszawie, wykrzyczała protestującym dane policjanta i jak twierdzi warszawska policja „żona funkcjonariusza na prywatnym FB zaczęła otrzymywać już hejterskie wpisy”.

Posłanka straszy policję sądem i żąda przeprosin, bo przecież ona działała w dobrej wierze, broniła uderzonej wcześniej – to wersja Scheuring-Wielgus- demonstrantki i domagała się danych funkcjonariusza. Że wykrzyczała je w tłum? No cóż, na wojnie jak to na wojnie. Zresztą, jak napisała na swoim profilu na Facebooku, żona policjanta jej zupełnie nie interesuje:

„Według KSP popełniłam straszną zbrodnię, bo ujawniłam imię i nazwisko policjanta. I teraz… jego małżonka otrzymuje niemiłe wiadomości. Tymczasem ja o żonie pana policjanta nie wspominam, bo żona pana policjanta zupełnie mnie nie interesuje”.

Tymczasem 20 listopada francuskie Zgromadzenie Narodowe przyjęło ustawę o kompleksowym bezpieczeństwie, a  w niej art. 24, zgodnie z którym za ujawnienie wizerunku, danych albo czegokolwiek, co pozwala zidentyfikować interweniującego policjanta bądź żandarma grozić będzie kara roku więzienia i grzywny w wysokości 45 tys. euro.

A gdyby coś uchwalił polski parlament? Już widzę ten krzyk o wprowadzaniu kolejnych rozwiązań państwa totalitarnego, interwencje opozycyjnych eurodeputowanych z Polski w Parlamencie Europejskim, rezolucję przygotowane przez socjalistę Aguilera, przewodniczącego Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego i debatę w tymże zgromadzeniu, gdzie na pytanie eurodeputowanego Patryka Jakiego „To we Francji można, a w Polsce nie?” Aguilar odpowiada „Bo to Francja”.

Joanna Shceuring- Wielgus i podobne jej koleżanki z opozycji to coś najgorszego, co się mogło przydarzyć polskiemu parlamentaryzmowi po 1989 roku – przedstawiciel narodu łamiący świadomie prawo, najpierw przez siebie uchwalane w Sejmie (zakaz zgromadzeń w dobie pandemii), wdający się w przepychanki z policjantami w nadziei, iż stanie się spałowanym męczennikiem, maszerujący pod hasłem „wypier…ć”, na godność posła Rzeczpospolitej Polskiej nie zasługuje.

Immunitet, z mocy Konstytucji obejmujący każdego parlamentarzystę, jest ochroną członków parlamentu przed próbami ograniczania ich niezależności, w szczególności swobody głosowania oraz wolności wypowiedzi. Nie jest jednak kevlarową osłoną, zapewniającą bezkarność i pozwalającą łamać prawo w świetle jupiterów i włączonych kamer, nawet jeżeli „wybrańcom narodu” wydaje się, że ich prawo nie obowiązuje, zwłaszcza gdy walczą w „słusznej” sprawie, ochraniając nielegalne zgromadzenia, „zadzymiarzy” i skandując razem z nimi „wypier…ć”. Można mieć tylko – niestety, płonną – nadzieję, że w najbliższych wyborach usłyszą to od swoich potencjalnych wyborców.

Aleksandra Jakubowska

źródło: wPolityce.pl