1 stycznia 2018 r. w polskiej policji było 4621 wakatów, w czerwcu wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński mówił już o 6283 nieobsadzonych etatach. Przewiduje się, że w przyszłym roku będzie brakować 8 tys. policjantów. A bardzo prawdopodobne, że jeszcze więcej.

Służba, kiedyś traktowana jako atrakcyjna, teraz nie wytrzymuje konkurencji z dyskontami. Od czerwca trwa akcja protestacyjna policjantów z drogówki i patroli interwencyjnych, która ma wymusić podwyżki dla wszystkich funkcjonariuszy. Na razie bez skutku. Podwyżek nie ma, za to w połowie sierpnia zawieszono wypłatę niektórych dodatków socjalno-bytowych.
Najbardziej psia z psich służb jest ta w OPP, czyli Oddziałach Prewencji Policji. Według danych Komendy Głównej Policji 1 stycznia 2018 r. było w kraju 103 309 etatów policyjnych, z czego 64 283 w prewencji. Największe braki kadrowe były właśnie w służbie prewencyjnej – 2652 wakaty. 

Spotkanie podwyższonego ryzyka

Paweł Z. jest funkcjonariuszem w wydziale dochodzeniowo-śledczym. Mówi, że najgorsze w tej służbie były pierwsze miesiące, kiedy trzeba było przyzwyczaić się do widoku zwłok. Nie zgadza się na nagrywanie rozmowy. 

– Wie pani, co by się działo, gdyby moi przełożeni się dowiedzieli? Miałbym przechlapane – mówi. 
Skończył wyższe studia i nawet trochę pracował w cywilu. Ale w 2010 r. zdecydował się na służbę w policji. – Po pierwsze wydawało mi się, że policja naprawdę pomaga ludziom. A teraz widzę, że najważniejszy jest nie pokrzywdzony człowiek, ale statystyki zatrzymań – twierdzi Paweł. – Poza tym sądziłem, że ta praca pozwala godnie żyć, że w przeciwieństwie do jakiejś prywatnej firmy, gdzie czasem nie wypłaca się ludziom wynagrodzenia, w policji nikt funkcjonariusza nie oszuka. I że są jasne struktury i jasne reguły. Ale rozczarowałem się. 

Był młodym człowiekiem, kawalerem. Wierzył, że praca funkcjonariusza pozwoli mu utrzymać rodzinę. Dodatkowym atutem była możliwość przejścia na emeryturę po 15 latach służby. Wiedział, że wtedy dostaje się 45% wynagrodzenia i może to być 1,2 tys. zł, ale i 3 tys. zł, w zależności od tego, z jakiego stanowiska się odchodzi. Teraz ma żonę i dwoje małych dzieci. Mieszkanie mają po babci. Na szczęście, bo – jak mówi Paweł – nie byłoby go stać na jego kupno. No bo jakim cudem spłacaliby 2 tys. zł miesięcznie kredytu? Wprawdzie policja powinna zapewnić funkcjonariuszom mieszkania służbowe, ale tych mieszkań nie ma. Policja sama nie prowadzi inwestycji, korzysta z zasobów miast. A miasta nie kwapią się, by przydzielać mieszkania policjantom. Przeciwnie, chciałyby, aby dotychczasowe mieszkanie służbowe policji wracały do miejskich zasobów. Dlatego wielu policjantów dojeżdża do pracy z daleka i pobiera dodatki za dojazd. I znaczna część nie ma mieszkania, więc dostaje dodatek za brak lokalu mieszkalnego.

– Za pieniądze, które zarabiamy, można jakoś żyć, ale tylko żyć – twierdzi Paweł. – Jeśli chce się czegoś więcej, to trzeba dorabiać w jakiejś innej pracy. Pozwolenie na dodatkowe zatrudnienie wydaje przełożony. Ale jakoś tak się dziwnie składa, że kiedy ktoś o to prosi, następnego dnia się okazuje, że przybyło mu obowiązków i musi więcej czasu spędzać w pracy. A w policji nie ma wypłat pieniędzy za nadgodziny. Można je odbierać w postaci wolnych dni. Ale zdarza się, że tygodniami tych wolnych dni nie można dostać. 
Paweł, który uważał, że jeśli chodzi o wynagrodzenie, reguły gry w policji są jasne i sprawiedliwe, dziś tak nie uważa. Twierdzi, że jak się ma określoną grupę zaszeregowania, to przysługuje dodatek, ale on jest zależny nie od jakichś obiektywnych czynników, ale od widzimisię przełożonego. Może to być 350 zł, a może 550 zł.

– Wszystko zależy od tego, jakie relacje ma się z przełożonym – uważa Paweł. – Jeśli cię lubi, to da ci więcej.
Posterunkowy na początku służby dostaje ok. 2,1 tys. zł netto, po 10 latach – 3,5 tys. zł netto. Bardzo dużo funkcjonariuszy pracuje na niskich grupach, od drugiej do piątej, czyli w grupach sierżantów czy aspirantów. – My mówimy, że są to grupy wyrobnicze, bo to są ludzie, którzy naprawdę ciężko zasuwają – mówi Paweł. – W tych grupach pensje podstawowe są niewysokie i każdy dodatek jest istotny. 
Związkowcy z Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policji żądają podwyżek w wysokości 650 zł. Od czerwca trwa akcja protestacyjna, którą prowadzą policjanci z drogówki i załogi interwencyjne, polegająca na tym, że zamiast mandatu obywatel zostaje pouczony. W rezultacie obywatele zyskują, dochody policji spadają. W lipcu tego roku w stosunku do lipca 2017 r. były niższe o 11 mln zł. 

– Policjantom nie wolno strajkować – wyjaśnia Paweł. – Dlatego choć odgrażamy się w rozmowach między sobą, że przestaniemy pracować, nikt tego nie robi. A z drugiej strony zapewne nikt nic nie zrobi w sprawie zarobków policjantów, dopóki statystyki się nie pogorszą. A w jaki sposób ja miałbym wpłynąć na pogorszenie statystyk? Nieskutecznie ścigać złodziei? A może puszczać tych złodziei, których zatrzymałem? Ale wtedy by mi groziło postępowanie dyscyplinarne. Dlatego uważam, że działania chłopaków z drogówki i z patroli są super i chwała im za to. Może społeczeństwo zobaczy, że nie jesteśmy od tego, żeby karać.
Paweł czasem zastanawia się nad odejściem. Ale potem myśli sobie: "A może jednak zostać i odejść na emeryturę po 15 latach służby"? To nie jest przecież łatwe zaczynać karierę zawodową od początku, od najniższych stanowisk. Poza tym wydaje mu się, że zawsze byłby w tym nowym, cywilnym zakładzie pracy postrzegany jako policjant. Może nawet ludzie by uważali, że został przyjęty, by donosić? Bo to nieprawda, że nikt by nie wiedział, skąd przyszedł. Ludzie w internecie wszystko znajdą. Poza tym on naprawdę lubi to, co robi. Nawet to, że musi prowadzić 50 spraw jednocześnie i zostawać po godzinach, żeby się z nimi uporać. I uważa, że jest naprawdę dobry w tym, co robi. – Gdyby moje zarobki były dwukrotnie wyższe, byłbym całkowicie zadowolony, bo ta praca naprawdę daje mi wiele satysfakcji – twierdzi.

Krzesła z odzysku

Jak się pracuje w rejonie, to człowiek może w miarę dopasować swój grafik do własnych potrzeb: na którą zmianę przyjść, kiedy mieć dni wolne. Inaczej jest w Oddziałach Prewencji Policji. Tam policjant nie zna dnia ani godziny, kiedy będzie musiał pełnić służbę. Mecz czy manifestacja i ludzie muszą godzinami stać na ulicy. A przenieść się do innej jednostki wcale nie jest łatwo. – Oczywiście z powodu niedostatecznej liczby funkcjonariuszy nikt nie chce rezygnować z pracownika, bo wie, że na jego miejsce nie przyjdzie następny – twierdzi Paweł. 

– Trzeba napisać raport w sprawie przeniesienia. Zwykle dostaje się odmowę. Na dodatek niejednokrotnie złożenie takiego raportu kończy się tym, że przełożony źle patrzy na funkcjonariusza, zaczyna stosować "działania wychowawcze", czyli utrudnia mu życie, nie daje premii czy wolnego dnia wtedy, gdy tamtemu zależy.
Paweł wspomina, jak kiedyś raport o przeniesienie składał do Wojewódzkiej Komendy Policji, bo przełożony mu odmówił. I musiał długo się tłumaczyć, dlaczego chce zmienić miejsce pracy. 

– A przecież jeśli ty dajesz z siebie wszystko, to niech policja też ci idzie na rękę – uważa Paweł. – Ta instytucja funkcjonuje tylko dzięki szeregowym policjantom, a nie dzięki komendantom czy naczelnikom. A tymczasem my nie dość, że mamy niesatysfakcjonujące zarobki, to nie mamy przyzwoitych warunków pracy. Przez sześć lat w pracy nie miałem komputera i korzystałem ze swojego. Teraz korzystam z prywatnej drukarki. Ale często brakuje papieru do drukowania, obwolut, "wąsów" do spinania dokumentów. Kiedy się idzie do przełożonego, to jeden powie: "Poczekaj, coś załatwię", a drugi się wkurzy, że mu się zawraca głowę, bo on pewnie musiałby iść z kolei do swojego przełożonego, a nie chce się narazić. Ja kiedyś usłyszałem: "Masz ch…, to kombinuj". No i musiałem jakoś wykombinować ten papier. 

Ale co tam brak komputera czy papieru, gdy nawet krzesła są w opłakanym stanie. Paweł pamięta, jak z jakiejś instytucji, która chciała wyrzucić krzesła, zadzwonili do niego znajomi, żeby przyjechał i zabrał, ile będzie chciał. W samochód kombi załadował z 10 sztuk. Jak podjechał pod pracę i zaczął je wyładowywać, to koledzy wybiegli i każdy prosił: "Daj mnie, daj mnie". Dla niego nie wystarczyło. Musiał drugi raz jechać po następne krzesła. Albo taka sprawa jak rozmowy telefoniczne. Funkcjonariusz dochodzeniowo-śledczy nie ma możliwości dzwonienia na numery komórkowe. A przecież większość ludzi w ogóle nie korzysta z telefonów stacjonarnych. Jak wobec tego z nimi się kontaktować? – Jakie jest wyjście? Oczywiście trzeba dzwonić ze swojej komórki – mówi Paweł. – Żeby chociaż jeden aparat na kilka pokojów miał możliwość wykonywania połączeń na komórki, to już byłoby coś. Ale nie ma. Teraz zawsze pamiętam o tym, by przed rozmową wyłączyć identyfikację mojego numeru. Kiedyś o tym zapomniałem, gdy dzwoniłem do kogoś w służbowej sprawie. Pewnie zapisał mój numer. I w środku nocy dzwoni do mnie: – Panie policjancie – mówi – na parkingu pod moim domem kręcą się jacyś ludzie. 

Ostatnio z powodu braku reakcji resortu na zabiegi o podwyżki dla policjantów funkcjonariusze drogówki i patroli interwencyjnych rozpoczęli strajk włoski. Polega to na tym, że swoje obowiązki wykonują z maksymalną dokładnością. Jeśli mają kogoś pouczyć, to przeczytają mu odpowiedni fragment Kodeksu drogowego, porozmawiają, uświadomią konsekwencje czynu. A czas leci, obywatel się niecierpliwi. Ale funkcjonariusz ma do tego prawo. Na dodatek teraz doszło jeszcze wstrzymanie dodatków. Funkcjonariusze, żeby tę sytuację jakoś odreagować, zabawiają się memami, które przesyłają sobie na komórki. Na przykład taki: Tadeusz Sznuk jako prowadzący teleturniej pyta zawodnika: "Kiedy będą wypłacone dodatki dla policjantów? Można się pomylić o 25 lat". Albo inny – policjant mówi do policjanta: "I on do mnie po służbie: jakie ma pan wyniki? Dobre, morfologia i mocz w normie".
Według nowych przepisów obowiązujących od 2013 r. policjant może przejść na emeryturę nie po 15 latach pracy, jak w przypadku tych starszych stażem, ale dopiero po 25 latach.

– Myślę, że oni nie wytrzymają tyle – mówi z przekonaniem Paweł. 

Warto, nie warto

Mariusz R. jest oficerem. Kiedy trafił do policji, był ślusarzem. Na początku lat 90. ożenił się, ale wiedział, że wisi nad nim zasadnicza służba wojskowa. Zdecydował się odrobić wojsko, służąc w  policji – wspomina Mariusz. – Poza tym po 15 latach służby mogłem iść na emeryturę. 
Po 15 latach służby Mariusz jednak nie przeszedł na emeryturę. – Człowiek zwleka z decyzją. Myśli tak – dziś odejdę, a za rok policja dostanie tysiąc złotych podwyżki i już jej nie otrzymam. Albo wejdziemy do strefy euro i jakoś niekorzystnie będę miał przeliczone świadczenia. Lepiej zostać. No to może jeszcze pół roku posłużę, może dwa lata. A z drugiej strony jest też strach, że nagle reguły gry zostaną zmienione i okaże się, że ta emerytura będzie niższa.
Mówi się, że są takie plany, by emeryturę liczyć od kwoty bazowej, czyli bez dodatków. Jeśli więc ktoś ma netto 2 tys. zł. a z dodatkami zarabia na rękę 3,2 tys. zł, to nagle gdzieś te 1,2 tys. zł mu ucieknie. I co wtedy zrobić? Trzeba pójść do pracy. Kiedy człowiek zaczyna służbę, zazwyczaj nie myśli o takich sprawach jak emerytura. Ale jak ma 25 lat pracy, jak w moim przypadku, albo więcej, to pojawia się strach. Bo ma się w głowie, jak potraktowano część osób, które pracowały w milicji. Niektórzy całe życie pracowali, żeby mieć spokojną starość, a teraz dostali minimalne emerytury. Uważam, że to, co zrobiono z częścią emerytów, którzy pracowali w PRL, to największe świństwo. Nie zmienia się reguł gry, tak jak nie zmienia się koni na środku brodu. 
Jeśli ktoś, jak Mariusz, zaczął służbę jako dwudziestoparolatek i chciałby pracować do 65. roku życia, to szanse ma małe. Art. 41 ust. 2 pkt 4 Ustawy o policji mówi bowiem, że policjanta można zwolnić ze służby w przypadku "nabycia prawa do emerytury z tytułu osiągnięcia 30 lat wysługi emerytalnej". I nie trzeba nic tłumaczyć.

– Minister Zieliński obiecywał, że w tym roku na Święto Policji nie będzie już ani jednego policjanta, który służył w milicji – mówi Mariusz. – I tak zrobiono. Chociaż w policji jest dużo wakatów, funkcjonariusze z przeszłością milicyjną dostali propozycje nie do odrzucenia: albo napiszą raport o zwolnienie ze służby, albo zostaną zwolnieni z art. 41. Jeśli sami napiszą raport, to przed odejściem dostaną jeszcze dodatek, na przykład 500 zł, dzięki któremu ich emerytura podwyższy się o 75% tej kwoty. Czyli co miesiąc wpadnie im do kieszeni 375 zł. Tylko głupi by się nie zgodził! No bo jeśli na emeryturze może pożyje jeszcze ze 20-25 lat, to chyba lepiej mieć prawie 400 zł więcej co miesiąc. 
Rówieśnicy Mariusza boją się, że w pewnym momencie zostaną potraktowani podobnie jak niektórzy emeryci milicyjni. – Na przykład Sejm uchwali ustawę, że za te lata służby, kiedy prezydentem był Lech Wałęsa albo premierem Donald Tusk, emeryturę liczy się jako zero – obawia się Mariusz. 

– Ja dziś wezmę kredyt, spodziewając się określonej emerytury, a potem znacznie mi ją obniżą.
Mariusz rozmawia z kolegami nie tylko o emeryturze, ale i o dniu dzisiejszym. Narzekają więc, że podwyżki dotyczą tylko nowo przyjmowanych policjantów, a starzy nic nie dostają. Oczywiście mówią o wstrzymaniu wypłat dodatków. W piśmie komendanta głównego policji z 14 sierpnia do komendantów wojewódzkich i komendantów szkół policyjnych, jest jasno powiedziane: "Mając na uwadze konieczność niezwłocznego zabezpieczenia pilnych płatności oraz uwzględniając wysoki stopień zaangażowania wszystkich wydatków, polecam począwszy od dnia 16 sierpnia 2018 r. wstrzymać realizację wszelkich wydatków w par. 3070 – »Wydatki osobowe naliczane do uposażeń wypłacane funkcjonariuszom«". Na koniec wprawdzie komendant główny informuje, że wiceminister Jarosław Zieliński wystąpił do premiera z pismem "o stosowne zwiększenie budżetu policji", ale nie wiadomo, czy jakąś odpowiedź otrzymał i czy to zwiększenie dotyczyć by miało tego roku, czy też przyszłego. Strach pomyśleć, jaki byłby finansowy krach, gdyby obsadzone było przeszło 6 tys. wakatów. 
Dla wielu policjantów, szczególnie tych z niższą pensją zasadniczą, te wstrzymane dodatki są znaczącym elementem zarobków. Mariusz jest zbulwersowany tym, że już w sierpniu policji brakuje pieniędzy. A czy za chwilę nie zabraknie na podstawowe wypłaty?
Młodzi ludzie przychodzą do służby, przyglądają się, słuchają, kalkulują. Myślą sobie: może spróbuję może się uda. A potem widzą, że to policyjne dolce vita wygląda bardzo siermiężnie, żeby nie powiedzieć biednie.
– Ludzi męczy rygor, dyscyplina.

Ochodzą już nawet w czasie kursów – mówi Mariusz.

– A jeśli zostaną, to czeka ich bolesne zderzenie z rzeczywistością. Wychuchane dziewczyny czy wychuchani chłopcy po liceach trafiają do oddziałów prewencji. Nagle są wiezieni do Warszawy i stawiani pod Sejmem w czasie demonstracji. Nigdy wcześniej tak się nie zdarzało, żeby z powodu jakiejś demonstracji przerywać na trzy czy pięć dni naukę w szkole policyjnej. A teraz tak się robi. Słyszałem, że jak się zbliżała miesięcznica smoleńska czy jakaś duża demonstracja, uczniowie szkoły policyjnej w Legionowie byli wysyłani do domów, bo w ich pokojach trzeba było zakwaterować 800 policjantów ściągniętych z różnych miast.
Przyjeżdżają nie żadnymi klimatyzowanymi autokarami, ale radiowozami, po ośmiu-dziewięciu w każdym. Do tego sprzęt. Jeśli to impreza podwyższonego ryzyka, muszą mieć ze sobą „mandżur”, czyli tarczę, kask, kamizelkę, ochraniacze na łokcie i nogi oraz radiostację. A do tego cywilne ciuchy, choćby majtki na zmianę. Potem 12 godzin stoi się gdzieś na mieście. Ludzie patrzą złym okiem, a on tkwi bez jedzenia, picia, toalety. I widzi tych ludzi, którzy przychodzą na demonstrację. – Młody chłopak, który ma rodzinę, dzieci, dowiaduje się, że ci ludzie na demonstracjach są tacy sami jak jego matka, żona, sąsiadka, on sam, i że myślą podobnie jak on albo i tak samo – mówi Mariusz. – Sądzi pani, że ci policjanci, którzy stoją pod Sejmem, nie myślą o tym, żeby rzucić to wszystko w diabły? Myślą.

Zapaść

Zdzisław Czarnecki jest emerytem policyjnym i prezydentem Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych Rzeczpospolitej Polskiej. Często wypowiada się ostro w obronie służb mundurowych. Znajomi go pytają: "Ty się nie boisz mówić, co myślisz?". A on odpowiada, że nie może się bać, bo jaki byłby z niego policjant. Tak więc powie wprost, co myśli o stacji w policji. 

– Jeszcze nigdy obraz policji nie był tak zły nie tylko na zewnątrz, ale także w samej policji – uważa Czarnecki. 

– Najważniejszym powodem obecnej sytuacji jest to, że policja została upolityczniona. Owszem, zawsze politycy próbowali mieć na nią wpływ, ale te naciski kończyły się na stanowisku komendanta miasta czy województwa, nie schodziły poniżej. Dziś na naciski polityków są narażeni niżsi funkcjonariusze: dyżurny w komisariacie, dzielnicowy czy inspektor ruchu drogowego. W rezultacie policjant nie wie, czy ma słuchać komendanta, czy polityka. W środowisku policyjnym mówi się, że teraz najszybciej awansują BMW, czyli bierni, mierni, ale wierni. 

Szef federacji uważa, że w niebagatelny sposób na obecnej sytuacji w policji odbiła się ustawa obniżająca emerytury pracownikom SB, ale nie tylko im. – W roku 1990 rządzący prosili nas, oficerów, żebyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy, by ci ludzie zweryfikowani nie odchodzili – wspomina Czarnecki. – I myśmy ich przekonywali, żeby zostali. A teraz część z nich została potraktowana jak przestępcy, nawet jeśli pracowali jeden dzień w bibliotece w szkole milicyjnej. Bez wątpienia wśród młodych funkcjonariuszy panuje strach, że kiedyś mogą zostać potraktowani tak jak ich starsi koledzy. 

Przyzwoitość

21 sierpnia nie był szczęśliwy dla policji. Skupiona na walce o warunki bytowe funkcjonariuszy dostała poważny cios. A nawet dwa. Sądy podjęły dwa wyroki w sprawie demonstrantów z 16 grudnia 2016 r. i z 11 listopada 2017 r. Oba na korzyść demonstrantów. Społeczeństwo jest rozdarte. Jedni przyznają rację demonstrantom, drudzy policjantom. Ale jedni i drudzy kibicują policji w jej walce o warunki bytowe.
Gen. Adam Rapacki, były podsekretarz stanu w MSWiA i w MSW, powiedział ostatnio w jednym z wywiadów telewizyjnych: "Dowódcy służb mundurowych przyjęli taką rolę, że są podporządkowani politykom. (…) Nie wierzcie politykom. Zachowujcie się przyzwoicie".

Źródło