W grudniu 2015 roku malborski bandzior został postrzelony w trakcie włamania na strzeżonym osiedlu. Zadziałał alarm i na miejsce przybył patrol ochrony. Włamywacz zaczął uciekać, a jeden z ochroniarzy użył broni palnej. Dwa razy strzelił w powietrze, natomiast za trzecim razem wystrzelił, by trafić zbiega w nogę. Pocisk zrykoszetował i utkwił w plecach, tak niefortunnie, że bandyta ma teraz niedowład nóg i porusza się na wózku.

Ochroniarza skazano za naruszenie przepisów o użyciu broni palnej. W marcu 2018 roku sąd okręgowy podtrzymał wyrok pierwszej instancji. Ochroniarz dostał rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, a złodziej wytoczył mu proces cywilny o sowite odszkodowanie.

Sądy u nas dziwne. Bandytę traktują jak ofiarę, a tego, który broni przed bandytami, traktują jak zbira. Bo co, bo postrzelił bez uzasadnienia? Zaraz zaraz. Najpierw dwa razy strzelił w powietrze, czyli raczej zwlekał z kolejnym krokiem. Nadgorliwcem więc nie jest. Po drugie, skąd mógł wiedzieć, co zrobi włamywacz, gdy ucieknie? Czy ma przy sobie nóż, pistolet? Może skrzywdzi kogoś po drodze?
Mieszkańcy strzeżonych osiedli płacą za to, aby ktoś tych osiedli strzegł. Skutecznie. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby broni nie użyto: – Słyszała pani, że u nas na osiedlu było włamanie? – O, no i co? – E, ochroniarze tam kogoś pogonili, ale co oni zrobią, wiadomo kto tam pracuje.

Są dwa typy ochroniarzy. Inwalidzi, często umysłowi, i profesjonaliści. Sprawca kalectwa bandyty z Malborka, należy do grupy drugiej. Tabliczka na ogrodzeniu nie może być pustym komunikatem. Musi za nią iść konkretna treść: Uważaj, włażąc po nieswoje, możesz zginąć. Złodziej, to ryzykowne zajęcie, grozi kalectwem lub śmiercią. Każdy wykonuje je na własne ryzyko. W myśl maksymy volenti non fit iniuria, pretensje może mieć potem tylko do siebie.

Czy doszło do naruszenia przepisów o użyciu broni? Być może. Nawet jeśli tak, to sąd powinien był poprzestać na uznaniu ochroniarza winnym, ale odstąpić od ukarania, gdyż działał on w ważnym interesie społecznym. Chronił mienie, nad którym powierzono mu pieczę. Ochronił też być może zdrowie niewinnych ludzi, którzy mogli natknąć się na uciekającego desperata.
Złodziej dostał to, na co zasłużył i jest aktem bezczelności, tak typowej dla bandytów, że domaga się odszkodowania. Ten człowiek jest recydywistą, poprzednie wpadki niczego go nie nauczyły. Teraz już na pewno nigdzie się nie włamie, a jeśli nawet, to na wózku daleko nie ucieknie. Dzięki profesjonalnej postawie malborskiego ochroniarza świat stał się nieco bezpieczniejszy. Chapeau bas.

Robert Szmarowski ( www.salon24.pl )

Źródło