Media, a także portal Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP opisują historię Wojciecha Raczuka, milicjanta, który podczas próby zatrzymania bezwzględnego zabójcy dostał serię sześciu strzałów z pepeszy w szyję i brzuch.

To prawdopodobnie portfel uratował mu życie. Trafiło go sześć kul. Ta, która odbiła się od portfela,zamiast w serce trafiła w wątrobę. Kolejna przeszła przez łopatkę, odbiła się od kości ramienia i przez dolną część szczęki, wybijając kilka dolnych zębów, przeszła na wylot.

Przeżył cudem. Miał 2886 zł renty inwalidzkiej. Od października, zgodnie z ustawą „dezubekizacyjną”, dostanie 854 zł.

Do służby już nie wrócił. Dwa miesiące leżał w szpitalu. Potem zwolnienie lekarskie i renta. Jednak zanim przeszedł na rentę, przełożeni zadbali o to żeby miał wyższą rentę – przenieśli go z etatu w wydziale kryminalnym na etat zastępcy kierownika szefa komisariatu milicji ds. polityczno-wychowawczych. Zrobiono to bez Jego wiedzy, dla Jego dobra…

Mieszka nader skromnie. Ciasne 48-metrowe mieszkanie w blokowisku. W dużym pokoju na meblościance medale i puchary za zwycięstwa w zawodach dla niepełnosprawnych w wyciskaniu sztangą i tenisie stołowym. Obok zdjęcia żony i dwóch synów: policjanta i muzyka – trochę się kłóci ten obraz z wytworzonym przez szefów MSWiA w mediach wizerunkiem „opływających w luksusy esbeków”.

Ojciec Raczuka był żołnierzem u generała Maczka. Stąd pociąg do munduru. Po wojsku, w 1972 roku, wstąpił do milicji. Chciał rozwiązywać kryminalne zagadki, tropić przestępców, rozpracowywać gangi. I był w tym dobry. Już w wieku 25 lat dostał propozycję służby w wydziale kryminalnym komendy wojewódzkiej milicji.

Po akcji, w której omal nie postradał życia dostał zaoczny awans na stopień podporucznika. Otrzymał też Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia PRL za męstwo i postawę podczas akcji z 8 lutego 1982 roku.

Wojciech Raczuk – rencista – cierpi na niedowład lewej ręki, bóle kręgosłupa, nie może wykonać pełnego obrotu głową. Do tego dochodzi nerwica pourazowa. Idąc za radą lekarzy zaczął uprawiać sport dla niepełnosprawnych. Pływanie, wyciskanie sztangi w pozycji leżącej. Do renty dorabiał jako ochroniarz. Wraz z żoną wychował dwóch synów.

Na początku lipca otrzymał list polecony. Dyrektor Zakładu Emerytalno-Rentowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji podjął decyzję o ponownym ustaleniu renty inwalidzkiej Raczuka, z 2886 zł do 854 zł, czyli do poziomu minimum socjalnego. Obowiązuje ona od dnia 1 października 2017 roku.

Dyrektor w decyzji powołał się na informacje z Instytutu Pamięci Narodowej, według której Raczuk „pełnił służbę na rzecz totalitarnego państwa (…). Mianowany na stanowiska zastępcy kierownika MO ds. Polityczno-Wychowawczych w celu zwiększenia uposażenia przed otrzymaniem świadczeń rentowych. O rentę starał się z powodu otrzymania 6 ran postrzałowych przy próbie ujęcia kryminalisty”.

Raczuk odwołał się od decyzji dyrektora z MSWiA, zgodnie z procedurą do Sądu Okręgowego w Warszawie.

Posiada trzy orzeczenia sądów powszechnych, które mówią, że wydział polityczno-wychowawczy nie znajdował się w strukturach Służby Bezpieczeństwa i nie wykonywał jej zadań.

– Tak z punktu ludzkiego czuję się oszukany. Zostałem ranny, o mało nie straciłem życia, walcząc w czasach PRL z kryminalistami, bandytami. Dziś jestem traktowany jak gorszy sort. Pytam, gdzie ciągłość państwa polskiego? Przecież wstępując do służby, nie tak się z państwem umawiałem? – mówił w wywiadzie dla mediów.

Raczuk płaci 500 zł czynszu za mieszkanie. Trzy razy w tygodniu chodzi na basen na rehabilitację. Do tego dochodzą różnego rodzaju leki, witaminy. Po zapłaceniu wszystkich rachunków zostanie trzydzieści parę złotych. Pozostaje renta żony, która ma niecałe 1100 zł.

Więcej historii o podobnych losach znajdziecie w Białej Księdze na portalu FSSM RP

(jp)